Największa na świecie przestępczość zorganizowana? Pierwsze co przychodzi na myśl to włoska mafia lub meksykańskie kartele narkotykowe. Nic z tych rzeczy jednak – według Księgi rekordów Guinessa tytuł ten bezapelacyjnie należy do japońskich organizacji przestępczych określanych mianem yakuza. Ich historia sięga kilka wieków wstecz, a konkretnie okresu Edo i działalności sprzedających kradzione towary handlarzy oraz hazardzistów. To właśnie od jednego z rozdania kart w popularnej wówczas grze hanafuda wywodzi się nieformalna (bo nie używana w terminologii policyjnej i sądowej) nazwa yakuzy. Członkowie tych organizacji odwołują się do kodeksu samurajów, w charakterze ich działalności nie ma jednak nic honorowego – zajmują się handlem narkotykami, stręczycielstwem, wymuszeniami, kontrolą rynku gier hazardowych, oraz przemytem broni, w ostatnich latach prowadząc ponadto ekspansję w branżach budowlanej i finansowej. Pokłosie samurajskich zasad etycznych odnaleźć można w strukturze yakuzy i prawach organizujących jej codzienne funkcjonowanie, określanych jako kodeks ninkyodo. Nakazuje on m.in. całkowite oddanie dla zwierzchników, poszanowanie starszych (zwłaszcza stojących wyżej w hierarchii mafijnej), niemieszanie się w życie zwykłych, nie powiązanych ze światem przestępczym ludzi. Człowiek yakuzy. Sekrety japońskiego półświatka to opowieść o tej właśnie brudnej i brzydkiej stronie rzeczywistości Kraju Kwitnącej Wiśni.
Jake Adelstein posiada wszystkie cechy rasowego reportera: nos do intrygujących tematów, dobre pióro, umiejętność rozmowy z ludźmi, nieustępliwość i odwagę, momentami graniczącą z brawurą. Od blisko dwudziestu lat, jako reporter śledczy i jedyny amerykański dziennikarz, który uzyskał wstęp do Tokyo Metropolitan Police Press Club, zajmuje się penetrowaniem japońskiego półświatka, a zwłaszcza tropieniem działalności yakuzy. Jego pracę charakteryzuje całkowita bezkompromisowość – Adelstein nie obawia się demaskowania nawet największych mafijnych bossów, choć kilkakrotnie spotykały go z tego powodu poważne groźby. W ten właśnie sposób poznał zresztą bohatera swojej najnowszej książki – tytułowym człowiekiem yakuzy jest bowiem Makoto Saigo, były szef jednej z pięciu największych organizacji przestępczych w Japonii, który zgodził się ochraniać Adelsteina w zamian za spisanie swojej biografii. Jeśli w tym miejscu zaczynacie żywić obawę, że Człowiek yakuzy stanowi wyidealizowaną opowieść o gangsterze z ludzką twarzą to spieszę uspokoić: nic z tych rzeczy. Owszem, Jake Adelstein opowiada historię życia Makoto Saig? ? muzyka rockowego, członka gangu motocyklowego, i przywódcy tokijskiej grupy yakuzy, nie wybiela jednak jego uczynków i nie tuszuje niewygodnych faktów. Losy indywidualnego bohatera wykorzystuje ponadto do opisania historii japońskiej przestępczości na przestrzeni ostatnich kilku dekad, pokazując mafijne porachunki, kulisy codziennej działalności gangsterów oraz przerażające wręcz związki świata mafijnego z polityką i wymiarem sprawiedliwości. Robi to przy tym z taką swadą, że od Człowieka yakuzy momentami trudno się oderwać, a zasada mówiąca, że jeszcze tylko jeden rozdział zmienia się w kilka kolejnych, działa tutaj pełną parą. Książka Jake\’a Adelsteina to reportaż, który czyta się niemal jak powieść – niejeden autor literatury sensacyjnej mógłby pozazdrościć amerykańskiemu dziennikarzowi umiejętności stopniowania napięcia i prowadzenia narracji. I dobrego pióra, Jake Adelstein posługuje się bowiem doskonałym stylem, zbliżającym Człowieka yakuzy do literatury pięknej. Ogromną zaletą książki jest jednak nie tylko erudycja autora, ale też (a może przede wszystkim) jego znajomość kultury japońskiej – dogłębna, wynikająca z doświadczenia, nie bazująca na wiedzy wyniesionej z lektury Wikipedii. W czasach, gdy celebryta po wakacjach na Goa staje się ekspertem od kultury Indii, taka rzetelna wiedza jest czymś dosłownie bezcennym. Książka Człowiek yakuzy powinna stać się pozycją obowiązkową dla każdego czytelnika prawdziwie zainteresowanego kulturą Japonii, chcącego poznać nie tylko jej barwną stronę pokazywaną w mandze i anime. Spodoba się też miłośnikom dobrego reportażu, tym bardziej jeśli będzie to ich pierwsze spotkanie z rzeczywistością Kraju Kwitnącej Wiśni.
Mam do Człowieka yakuzy tylko jeden zarzut, niestety dość poważny, książka została bowiem dość niechlujnie wydana. O ile szata graficzna robi bardzo pozytywne wrażenie, o tyle pod względem edytorskim reportaż Jake\’a Adelsteina przyprawia momentami o ból zębów. Chaos w transliteracji japońskich wyrazów, błędne tłumaczenia niektórych terminów (!), oraz liczne literówki – takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w renomowanym, akademickim wydawnictwie. Mogą one popsuć lekturę, na pewno jednak nie całkowicie, książka broni się bowiem świetną stylistyką i intrygującą treścią.
Blanka Katarzyna Dżugaj