Z prozą Elizabeth von Arnim pierwszy raz spotkałam się pierwszy raz z dziewięć lat temu. Książka o ogrodzie podobała mi się, ale jakoś ogromnego entuzjazmu nie odczułam. Gdy przeczytałam zapowiedź najnowszej książki, owszem byłam ciekawa, ale miałam jednak ambiwalentne uczucia. Zaczęłam czytać i porwała mnie ta książka. Ogromnie też ją przeżywałam, miałam ochotę zamordować bohatera i potrząsnąć bohaterką. Chociaż książka ma już swoje lata, to jednak pewne mechanizmy są uniwersalne i opierają się próbie czasu. Na pewno godna uwagi lektura. Niesamowicie emocjonująca, chociaż urywa się w takim momencie, że dręczy mnie ciekawość. Warto się od czasu, do czasu tak zapomnieć w czytaniu.
Lucy ma dwadzieścia dwa lata, gdy umiera jej ojciec, niby wszyscy wiedzieli, że to kwestia czasu, ale śmierć na wyjeździe odbiera dziewczynie dech. W tej trudnej chwili spotyka dwa razy starszego od niej Everarda, który uciekł z Londynu, bo miasto huczało od plotek, gdy jego żona Vera zginęła w dziwnych okolicznościach. Dodają sobie otuchy w tej trudnej chwili. Prędko się zaręczają. Ślub też odbywa się rychło, wyjeżdżają w romantyczną podróż poślubną. Dwa gruchające gołąbki, zakochany mąż i żona, która chce tylko kochać męża. Prędko okazuje się, że małżeńskie życie nie jest sielanką, może zaręczyny nie wystarczą, by poznać drugiego człowieka. No i co stało się z pierwszą żoną? Jak łatwo złapać się na lep słodkich słówek.
Matko moja Everard, jest tak irytującym bucem, że miałam ochotę dźgać go czymś ostrym. Jest typowym przykładem psychopaty, który upatruje sobie słabą i podatną osobę, która ulegnie jego czarowi, da się zwieść grze pozorów i będzie dawała sobie wmówić poczucie winy. Jest zręcznym manipulatorem, cynicznym i egocentrycznym człowiekiem, który musztruje wszystkich dookoła, przekonany o swej nieomylności. Powiecie, że tak to bywało lata temu, absolutnie nie! I dziś kobiety dają złapać się na taki lep, omotywane, trwają latami w patologicznym związku. Aż w końcu… no sami zobaczycie. Tym smutniejsza jest ta książka, gdy doczytamy, że autorka pisząc ją, korzystała z własnego doświadczenia. Bardzo to smutne, a jednocześnie tak żywo oddziałuje na czytelnika. Polecam!
Katarzyna Mastalerczyk