Jestem człowiekiem, który szczyci się, że nie słucha reklam, zamiast stosować środki z apteki na zajady, stosuję babcine metody. Jak widzę reklamę, to wiem, że tego produktu nie kupię, gdy ktoś mi o filmie krzyczy, że to dzieło, laureat Oskara, pewnie nie oglądnę. Ten sam oporny na marketing człowiek jest jednak bezradny, gdy chodzi o opisy książek. Najsłynniejsza, najlepsza, zdobywca czegoś tam i wpadam jak mysz w pułapkę, jak mucha w pajęczynę. Czasami tam próbuję walczyć, ale ciężko mi walkę wygrać, chyba że siądę na rękach i potnę kartę płatniczą. Od czasu do czasu łapie mnie ochota na kryminały i to te tradycyjne, a wiadomo, nie ma lepszych niż brytyjskie i tak powieść Gilberta K. Chestertona zawędrowała do mego domu i kusiła okładką. Swoją drogą Zysk wydaje kryminały w świetnej szacie graficznej, od razu widzisz się zawiniętą w kocyk z książką na kolanach.
Przenosimy się do czasów edwardiańskich, Wielka Brytania musi się zmierzyć z obecnym w całej Europie anarchizmem, zawędrowały te ruchy nawet do Anglii, a Scotland Yard ma problem by to opanować. Powstaje pomysł, by zwerbować ludzi, którzy do tych środowisk zwerbują. Potrzebnych śmiałków znaleziono i zaczyna się pełna akcji sprawa, której finałem ma być uniemożliwienie zamachu bombowego. Zmiana miejsc akcji, spiski, mnóstwo postaci, knucie intryg. Na pewno nie da się nudzić, bo dzieje się sporo. Tylko nie do końca w moim stylu. Niby Agata Christie i Chesterton to ten sam kraj, ale jednak zupełnie inny styl.
Powieść nie jest kobyłą, co jest teraz modne wśród pisarzy piszących kryminałów, a dobra intryga powinna być zwięźle prowadzona. I właśnie ten początek książki taki rozwleczony, przegadany wybił mnie z rytmu. Dyskusje filozoficzne, bicie piany to domena obyczajówek, ja w kryminale chce się zabawić w detektywa i gimnastykować szare komórki. Dlatego sięgam po powieści kryminalne. Wątki spisków, szpiegów mnie nie jarały, a tutaj dodatkowo autor tak namieszał, że aż przekombinował. Jak na mój gust. Zmęczyła mnie ta książka, chociaż nie można autorowi odmówić stylu ani pomysłu. To, że nie przypadło mi do gustu to już kwestia subiektywna. Dla mnie za dużo było absurdu, a tego w powieściach nie lubię, tak jakoś od czasów Gombrowicza, wierzę, jednak że książka znajdzie wielu fanów w Polsce, a ja absolutnie autora nie skreślam! Na pewno podoba mi się ukazanie anarchizmu od środka, do tej pory chyba czegoś takiego nie czytałam, może dlatego, że w konflikcie monarchii z anarchią to jednak zawsze byłam za koroną.
Katarzyna Mastalerczyk