Jako nastolatka zaczytywałam się w powieściach Ewy Nowak, które były ciepłe, rodzinne i chociaż traktowały o poważnych problemach młodych ludzi, nieodmiennie dawały nadzieję. Autorka, na co dzień psycholog dzieci i młodzieży, doskonale znała świat nastolatków i umiała zagrać na czułej strunie, boleśnie, ale zawsze taktownie. Jednej z jej ostatnich powieści, \”Dane wrażliwe\”, bez wahania przyznałam najwyższą notę w recenzji. Dlatego też chętnie sięgnęłam po książkę \”Orkan depresja\”, choć ciężki temat – depresja i samobójstwo – może nie jest najfortunniejszym wyborem na obecne czasy.
Borys Orkan ma szesnaście lat i skłonność do depresji. Gdy do jego klasy dochodzi nowy uczeń, a najlepsza przyjaciółka Borysa, Osa, zaczyna się spotykać z \”nowym\”, główny bohater popada w coraz gorszy stan. Staczając się po równi pochyłej, miota się między obojętnością a agresją, staje się na zmianę apatyczny i złośliwy, zniechęcając do siebie wszystkich bliskich. Starannie odsuwa od siebie myśl, że mógłby faktycznie cierpieć na depresję, ta bowiem kojarzy mu się z wyśmiewanym powszechnie młodszym bratem kolegi. Pogrążony w inercji, Borys trafia do szpitala psychiatrycznego, lecz zamiast ukojenia na oddziale znajduje ognisko patologii i tylko jednego kolegę: Miszę, którego toksyczna w gruncie rzeczy natura pcha Borysa coraz bardziej w stronę realizacji myśli o samobójstwie…
Czytałam tę książkę z rosnącym niedowierzaniem. Nie wiem, co się stało z uwielbianą przeze mnie twórczością Ewy Nowak, ale \”Orkan depresja\” to nie jest po prostu jej najsłabsza książka. To jest książka zwyczajnie okrutna dla młodzieży. Nie oczekuję od literatury młodzieżowej samych szczęśliwych zakończeń i pudrowania rzeczywistości, a informowanie o konsekwencjach próby samobójczej to dobry pomysł, ale… No właśnie: ALE. Po pierwsze, nastolatek to ten specyficzny rodzaj człowieka, który bardziej niż każdy inny wyczuwa dydaktyzm i z całą mocą go odrzuca. W powieści Nowak od dydaktyzmu zaś się aż roi. Szczególnie epilog jest boleśnie moralizujący i… tutaj docieramy do \”po drugie\”. Jestem zaskoczona i przerażona faktem, że tak znakomita psycholog jak Ewa Nowak nie dostrzegła, jak szkodliwie przedstawia w swoim tekście depresję. Jak zamyka ją w kręgu stereotypów, podobnie jak szpital, który nie spełnia swojej roli, a jedynie pogłębia kryzys Borysa. Wreszcie – jak krzywdząco autorka odnosi się do samego protagonisty.
Rozbrzmiewający w epilogu obwiniający ton uderza mnie jako osobę, która niedawno sama była nastolatką, i która na depresję choruje od lat. Depresja nie jest niczyją winą, a już na pewno nie osoby w samym środku burzy hormonów, osoby, której wszyscy mówią, że to taki wiek. Nie jest winą Borysa, że nie umie szukać pomocy. Jest winą dorosłych, że mu realnej pomocy nie zaoferowali, ponieważ tak naprawdę wszystkie opisane przez Nowak próby noszą znamiona zrzucania z siebie odpowiedzialności. Jedyną dorosłą osobą, która wydaje się szczerze pragnąć pomóc Borysowi, jest jego matka, ale jej z kolei brakuje narzędzi, by skutecznie pomóc synowi. Bolesne i niesprawiedliwe jest zrzucanie odpowiedzialności za własną i cudzą krzywdę na osobę chorą, której dorośli nie udzielili właściwej pomocy. A rozważania Borysa, jakoby mógł, póki był czas, zadzwonić na telefon zaufania, w kontekście całej powieści, z której wynika, że nikt nie umiał okazać mu należytego wsparcia, brzmi jak bezrefleksyjna promocja telefonu zaufania. Tylko że nie w takim kontekście. I nie z tak nachalnym dydaktyzmem. I nie w tonie oskarżającym. Nastolatek, który myśli o samobójstwie, dowie się z tej książki głównie tego, że jak się zabijać, to skutecznie i bez wahania, bo życie i tak nie ma sensu i nikt nie pomoże. A ktoś, kto depresji nie ma, nie pozna dzięki \”Orkanowi depresji\” prawdziwego oblicza tej choroby, tylko obraz stereotypowy, ukazujący chorego jako dziwną, niezrównoważoną i na dłuższą metę toksyczną osobę.
Jestem zszokowana i rozczarowana. I bardzo, bardzo zasmucona.
Joanna Krystyna Radosz