Jeśli chodzi o naszych południowych sąsiadów, moja wiedza o ich literaturze jest naprawdę marna. Czesi mają szczęście, bo chociaż z czeskiego, każdy Polak żartuje kilka razy w roku, to mają też Mariusza Szczygła, który pokazał, że na południu jest kraj z ciekawą literaturą (kto nie kupił książki Śmierć pięknych saren) z polecenia Szczygła, niech pierwszy rzuci kamieniem. Czesi mieli Szpital na peryferia i słynną fabrykę butów, co mają Słowacy. Nie mam pojęcia, gdyby ktoś powiedział mi powiedz, co kojarzy Ci się ze Słowacją wymieniłabym: absynt, który brat przywiózł (pyszny), moje pierwsze przekroczenie granicy w strefie Schengen i kupowanie alkoholu w słowackim sklepie. Mało kulturalnie prawda, kupowaliśmy wprawdzie martini, ale na tym skończmy, uznałam, że warto sięgnąć po słowacką literaturę i przestać być niedouczonym człowiekiem.
Przenosimy się do małej słowackiej miejscowości, w pobliżu granicy z Węgrami. Żyje tam dwóch chłopców, którzy przyjaźnią się ze sobą, chociaż dzieli ich styl bycia, charaktery, taka przyjaźń ognia z wodą. Książka zaczyna się w momencie, gdy są rozłączeni i jeden pisze list do drugiego, list pełen dziecięcej tęsknoty i rozstania. List, który staje się pretekstem, by przyjrzeć się ich dzieciństwu i relacji. Każdy z nas odnajdzie w tych opisach cząstkę swojej własnej dziecięcej beztroski. Niesamowici żywy język pełen ironii, gry słowem, rozbawi czytelnika, ale sądzę, że obudzi też w nas nostalgię.
Długo zabierałam się do tej książki i trochę podchodziłam do niej jak pies do jeża. Na początku byłam bardzo zaintrygowana, ale przeczytałam też kilka sceptycznych recenzji, co ostudziło mój zapał i chociaż chciałam przeczytać tę książkę, bo czułam, że będzie doskonała, bardziej utkwiło mi w głowie, że zawiodła kogoś i pewnie ja też będę zła. Na szczęście moje pierwsze wrażenie było słuszne. Książka nie zawodzi, czyta się ją szybko, bo i nie jest obszerna, autor ma niebywały dar odmalowywania przed nami realnych obrazów, to książka pełna sentymentalizmu, wspomnień, ale też fantastycznej zabawy, idealnie umili nam ponure przedwiośnie! Cieszę się, że moja inauguracja podróży przez słowacką literaturę była taka udana, to dobrze rokuje na przyszłość. Może pora sobie przypomnieć, że zagraniczna literatura to nie tylko Wielka Brytania, USA i Skandynawia, na południe od nas drzemie mnóstwo wspaniałych tytułów do odkrycia. Mam nadzieję, że Wydawnictwo nie zaprzestanie wydawania takich perełek.
Katarzyna Mastalerczyk