Niekiedy los bywa prawdziwie przewrotny i wystawia nas na próbę. To, że przejdziemy ją zwycięsko wcale nie znaczy, że czeka na nas nagroda. A przynajmniej nie dostrzegamy jej w krótkiej perspektywie czasu. Tak jednak właśnie bywa, że to, co bierzemy za karę, za niesprawiedliwość, to, co rzuca nas na kolana, może stać się bodźcem do wielu pozytywnych zmian. Nawet, jeśli część z nich będzie wiązała się z cierpieniem i / lub ze stratą.
Kiedy komisarz Gromosław Sidorowicz zostaje czasowo przeniesiony ze stolicy na Mazury, a jego miejscem pracy ma stać się mały komisariat, traktuje to dokładnie tak, jak to wygląda – jak zesłanie. A wszystko dlatego, że w poczuciu sprawiedliwości, odważył się interweniować przeciwko nastoletniej córce wpływowego polityka, która zachowywała się agresywnie w miejscu publicznym. W efekcie został uznany za tego, który przekracza kompetencje, a prężnie rozwijająca się kariera komisarza, obejmująca nawet pobyt poza granicami kraju, zostaje przerwana.
Sidorowicz jest przekonany, że jedyne, co czeka go na mazurskiej wsi, to sprawy związane z kradzieżą kur czy pijackim burdami. Nawet nie przypuszczał, że od razu po przyjeździe los ześle mu nieboszczyka, a tym samym sprawę, którą będzie musiał rozwiązać. Znaleziony w lesie rolnik, który (delikatnie mówiąc) nie budził sympatii lokalnej społeczności, mógłby zostać uznany za ofiarę własnego nałogu, gdyby nie fakt, iż w jego szyi tkwiła fibula, historyczna zapinka. Jerzy Enda, bo tak brzmi imię i nazwisko ofiary, utopił się, zatem to nie wbity w ciało przedmiot był przyczyną śmierci. Kto jednak używa takiego przedmiotu i po co wbił go w ciało rolnika? Czy to może sekta, wyznawcy dziwnego kultu, uchwyceni przez drona? A może amerykańscy żołnierze, którzy zostali złapani w pobliżu miejsca zbrodni.
Sidorowicz ma do rozwiązania wyjątkowo skomplikowaną łamigłówkę, ale tak naprawdę, to nie zbrodnia przykuwa naszą uwagę, ale… otoczenie, w którym znalazł się komisarz, piękno przyrody, pradawne wierzenia, a także niezwykła zielarka i jej nalewki. Niezwykły klimat Warmii i Mazur, przesycony dawnymi wierzeniami, uchwyciła doskonale w swojej książce pt. \”Tylko nie Mazury\” Sylwia Skuza. Opublikowana nakładem Wydawnictwa MG powieść to wyjątkowa podróż, nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Ten bowiem cofa się, a właściwie zatrzymuje, z każdą wizytą w niezwykłej chacie Anny Trintawini, a także wówczas, kiedy słuchamy jej życiowych mądrości, przepełnionych miłością do natury i wewnętrznym spokojem.
Dlatego też, choć teoretycznie mamy do czynienia z kryminalna historią, to mocną stroną powieści są właśnie opisy przyrody czy działalności Anny, dawne legendy i wierzenia. To one składają się na wyjątkowa atmosferę książki, od której trudno jest się oderwać. Na tym tle doskonale zostali również zarysowani bohaterowie, wyjątkowi, obdarzeni charakterystycznymi cechami, doskonale wpisujący się zarówno w mazurski klimat, jak i klimat samej lektury. Mimo niewielkiej objętości, książka dostarcza nam kilkugodzinnego wytchnienia i sprawia, że zapominamy o otaczającej nas rzeczywistości. Efektem ubocznym powieści jest natychmiastowe pragnienie wyruszenia na Mazury, a także… sięgnięcie po kolejną (mam nadzieję) powieść autorki.
Justyna Gul