Nie pamiętam, żebym w ciągu ostatnich dwóch lat przeczytała jakąś książkę tak szybko, jak to miało miejsce z Kobietą na krawędzi autorstwa Samanthy M. Bailey. Poniekąd nie mam tyle czasu co kiedyś na spokojne siedzenie z książką, dawno też nie miałam w rękach lektury tak rozkosznie niezobowiązującej i lekkiej, a jednak wciągającej. Paradoksalnie Kobieta… jest powieścią na tyle niewymagającą, że można ją spokojnie odłożyć, by zając się czymś innym, a jednak czyta się ją tak gładko, że czytelnik nie odczuwa upływającego czasu, co świadczy o tym, że można się w tej książce zatracić.
Fabuła Kobiety na krawędzi nie jest skomplikowana. To jedna z tych powieści, w których spodziewać się można, że podtykane pod nos tropy na pewno są fałszywe, więc czytelnicy zaczynają poszukiwać rozwiązań spośród tych najmniej oczywistych i mogą mieć pewność, że któreś jest prawdziwe. Tak więc samo zakończenie nie jest jakoś specjalnie zaskakujące, a większość wątków znajduje przewidywalne rozwiązanie – można nawet zarzucić autorce nadmierny optymizm, gdyż choć na życie bohaterów czyha mnóstwo zagrożeń, to jednak dość gładko udaje im się prześlizgiwać przez kolejne kłopoty, ale coś w tej powieści sprawia, że łatwo jest wybaczyć prostą konstrukcję oraz banalne zabiegi wykorzystane do jej zbudowania. Dowiedzmy się jednak czegoś więcej o samej treści.
Morgan dopiero co otrząsnęła się po samobójczej śmierci swojego męża (którego jednak nie ma sensu żałować, bo okazał się draniem i oszustem), a jej życiem wstrząsa kolejna tragiczna fala. Pewnego feralnego dnia, na stacji metra, podchodzi do niej zdenerwowana i spanikowana kobieta, która wpycha jej w ramiona malutkie dziecko, a sama rzuca się pod nadjeżdżający pociąg. Całe zdarzenie jest szokujące, ale najbardziej niepokojące jest to, że nieznajoma zwraca się do Morgan po imieniu i prosi ją by ta zaopiekowała się jej dzieckiem. Skąd ta kobieta ją znała? Czemu właśnie jej postanowiła powierzyć swoje dziecko? Najważniejszym pytaniem pozostaje jednak to przed czym kobieta uciekała i czy stanowi zagrożenie także dla Morgan.
Całą historię poznajemy z perspektywy dwóch bohaterek, dzięki czemu mamy pełny obraz wydarzeń – taki zabieg pozwala również na ich szybsze wprowadzanie, co prawdopodobnie pozwoliło całą opowieść zmieścić na 318 stronach. Jak na thriller mało tu aury tajemniczości – oczywiście zagadki z przeszłości i teraźniejszości funkcjonują sprawnie, a jednak więcej tu sensacji niż przerażającego poczucia zagrożenia. A mimo to książka ta pasuje do gatunku, który prezentuje i spełnia swoją rolę, choć na pewno jest to thriller małego kalibru i raczej nie zapisze się na długo w pamięci czytelników. Za to pewnie doskonale sprawdziłby się jako scenariusz hollywoodzkiego blockbustera z gwiazdorską obsadą.
Kobieta na krawędzi to prosta książka do poczytania w ramach zupełnej rozrywki. Lektura nie wywołuje w czytelniku skrajnych emocji i nie wyzwala pokładów uczuć, bohaterowie są sympatyczni, fabuła zgrabna ale niewymagająca – na pewno warto tę książkę polecić, ale z zastrzeżeniem, że to po prostu dobra powieść – nic więcej, ale też nic mniej – po prostu dobra powieść.
Żaneta Fuzja Krawczugo