Każdy się chyba zgodzi, że nie ma książki, która podobałaby się każdemu, jednak „Nikt o tym nie mówi” Patricii Lockwood to proza tak oryginalna, że znajdzie niewielu admiratorów, co potwierdzają opinie na serwisach o książkach. To powieść stawiająca pytanie: Czy jest życie po Internecie? Szokująco nieupiększona, realistyczna i odsłaniająca to, czego wolelibyśmy nie widzieć. Chwalona przez krytyków (finalistka Nagrody Bookera), nielubiana przez czytelników: czy mi również nie przypadła do gustu?
Książka poskładana z fragmentów tekstów zamieszczonych na Facebooku ‒ czy to się może udać? Patricia Lockwood stworzyła dzieło nietypowe, pozwalające współczesnemu człowiekowi przejrzeć się w nim jak w lustrze: a uwierzcie mi, nie będziemy specjalnie zadowoleni z obrazu, który nam pokazuje. Ile czasu spędzamy codziennie na Facebooku, Instagramie, Twitterze czy w jeszcze innych social mediach, skrolując bezmyślnie, śledząc internetowe spory ludzi, których w ogóle nie znamy, a może tocząc zaciekłe walki na argumenty na forach internetowych? Dla ilu z nas tamten świat za ekranem komputera czy smartfona jest prawdziwszy (a na pewno ciekawszy) od tego realnego? Którą z rzędu noc spędzamy, przeglądając kolejne Tik Toki czy rolki na Instagramie, a potem przyrzekamy sobie, że jutro położymy się wcześniej niż o 1 w nocy? No właśnie.
W pierwszej części „Nikt o tym nie mówi” dostajemy taki właśnie zlepek przypadkowych informacji z sieci. Raz czytamy o pewnym mężczyźnie, który „jeszcze trzy lata temu umieszczał na okrągło wpisy w rodzaju »Jestem przecwelonym cymbałem«, [a teraz] nawoływał ludzi, by otworzyli oczy na potęgę socjalizmu”, a raz o łowczyniach nazistów czy o zawieszeniu działalności MySpace’a. Nie ma reguły, uszeregowania według ważności czy tematu, dokładnie tak jak na naszych „tablicach” czy „osiach czasu” (lub jakkolwiek to jeszcze zostanie nazwane). Jeden nieskończony ściek, w którym próbujesz wyłowić to, co dla ciebie pożyteczne lub ciekawe, a w końcu i tak łapiesz się na tym, że od godziny oglądasz słodkie filmy ze zwierzątkami, głupie wpadki celebrytów lub najlepsze momenty z brytyjskiego Got Talent. „Czy jesteśmy w piekle?” – pytają się nawzajem obywatele portalu. „Czy wszyscy będziemy to robić aż do śmierci?”. Jak się to czyta? W formie książkowej nie ukrywam, trudno. Dlaczego więc karmimy tym swoje mózgi każdego dnia, przewijając treści w social mediach?
Część druga uderza w zupełnie inne tony. Nagle narratorka dostaje dwie wiadomości od matki: „Coś poszło nie tak” i „Jak szybko możesz przyjechać?”. Okazuje się, że dziecko jej siostry urodziło się nieuleczalnie chore, czego jakimś cudem nikt na czas nie wykrył. Nie wiadomo jak długo pożyje ta istotka, poza tym, że nie za długo. Narratorka wynurza się z informacyjnego bełkotu portalu, by skoczyć na główkę w rzeczywistość. Miłość do siostrzenicy uderza w nią z całą mocą, co chyba ją samą zaskakuje. Nagle ważne jest tylko to dziecko i to, by przeżyło jak najwięcej dobrego w czasie, który jest mu dany.
Czekali, aż dziecko poruszy przeponą, wyjaśniła położna, w jedną i w drugą stronę, w jedną i w drugą. Mieliby dowód, że ciało uczy się oddychać. Położna czekała i czekała, przyciskając głowicę ultrasonografu tak mocno, że siostra zaczęła płakać. Na ekranie małe wszystko pływało i wybrzuszało się […]. Ale dziecko nie ćwiczyło oddychania, nie ćwiczyło oddychania w ramach przygotowań do narodzin. […]
Położna widziała wszystko – głowę rozmiarami wyprzedzającą resztę ciała o dziesięć tygodni, asymetrię rąk i nóg, niezamykające się oczy – lecz nie było jej wolno pisnąć na ten temat ani słowa.
Te dwie części są tak odmienne, że można się dziwić, że złożyły się na jedną książkę. Uderza kontrast między bezmyślnym przyjmowaniem treści przez internet a prawdziwym życiem tu i teraz, bez wpatrywania się w ekran tabletu czy smartfona. Pseudorzeczywistość portalu jeszcze dobitniej jawi się jako coś kompletnie pozbawione znaczenia: miałkie wymiany komentarzy, niczego niewnoszące filmy, ściek informacji, z którego nie umiemy już wyłowić tego, co istotne. Każdy z nas ma ten grzech na sumieniu, każdy, kto ma smartfona, laptopa, tablet, peceta, wpadł w sidła bezmyślnego skrolowania. Dopiero pokazane czarno na białym w powieści, obnaża swoją głupotę. Zaczynamy się zastanawiać, czy naprawdę tak właśnie chcemy spędzać większość wolnego czasu każdego dnia?
Czy książka „Nikt o tym nie mówi” coś zmieni w naszych zwyczajach? Zapewne nie. Myślę, że to, co się wydarzyło, wiele zmieniło w jej życiu, gdyż z podziękowań dowiadujemy się, że to narratorka i autorka są tu w dużej mierze tożsame: rzeczywiście siostra Patricii Lockwood urodziła dziecko chore na zespół Prometeusza, a mała Lena w krótkim czasie, jaki był jej dany, wiele ją nauczyła. Łatwiej zrozumieć ładunek emocjonalny i tematykę tej książki, gdy wiemy już, że to dotknęło osobiście autorkę. Łatwiej zapomnieć o trudnej do strawienia pierwszej części. Rodzi się w nas współczucie i gniew. Odkładamy na chwilę telefony z szybkim internetem.
– Mogę coś dla niej zrobić – próbowała wyjaśnić mężowi, gdy zapytał, czemu ciągle lata do Ohio zdezelowanymi samolotami za dziewięćdziesiąt dolców, skoro niedawno w programie „Nightline” wyemitowano reportaż o tym, jakie to niebezpieczne. – Dla niej minuta coś znaczy, więcej niż dla nas. Nie wiemy, ile ma czasu… Mogę jej oddać, mogę jej oddać moje minuty. – A potem, prawie ze złością: – Co robiłam z nimi do tej pory?
Dla przeciętnego czytelnika to będzie książka nie do przejścia, mnie też nie było łatwo. Jednak wśród byle jakich zdań czekały na mnie perełki. Trudno podsumować wpis na temat „Nikt o tym nie mówi”, bo jak zgrabnie podsumować czyjś ból i gniew?
Karolina Sosnowska
Autor: Patricia Lockwood
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa
Tytuł: Nikt o tym nie mówi
Tytuł oryginalny: No One Is Talking About This
Wydawnictwo: W.A.B.
Wydanie: pierwsze
Data wydania: 2023-03-22
Kategoria: literatura piękna
ISBN: 9788383183633
Liczba stron: 272