Agnieszkę Krakowiak-Kondracką polubiłam już przy okazji poprzedniej powieści. Pomimo okładek w żywych, radosnych kolorach, bynajmniej nie dostajemy banalnej, przesłodzonej opowieści, dlatego tak się napaliłam na Zostań do rana. Trochę książka musiała poczekać, bo przy okazji porządków wsadziłam ją w kąt i zapomniałam. Zaczęłam ją czytać i przepadłam, chociaż nie jest to lektura lekka i przyjemna. Momentami jest trudna, gorzkawa. Tę gorycz bilansuje śmiech i humor. Nietuzinkowa opowieść, pełna szczekania psów, tupotu psich łap, opowieść o miłości do zwierząt i zaczynaniu od nowa. Świetna powieść do czytania na przełomie roku, bo z popiołów można podnieść swoje życie, nawet gdy wydaje się, że zostaje nam tylko pusta egzystencja.
Baśka jest po trzydziestce. Z mężem porzucili miasto, bo hałasy miasta rozpraszały jej małżonka. Przenieśli się na skraj lasu, do miejsca tak odludnego, będącego częścią przysiółka na takim odludziu, że nikomu nie chciało się go nazywać. Jednak pan mąż odkochał się w swojej żonie i zostawił ją bez grosza, ale powinna się cieszyć, bo przecież łaskawca zostawia dom. Baśka jest rozbita i uprzedzona do rodzaju męskiego, bo w końcu zawiódł ją człowiek, z którym miała przeżyć życie. Przygarnia porzuconego psa i nim się orientuje, liczba tych psich podrzutków zaczyna się powiększać. To historia o uczeniu się zaufania o odzyskiwaniu chęci do życia i o tym, by pochopnie nie wydawać sądów, bo możemy się srodze rozczarować. Może będzie momentami przewidywalnie, może uznacie, że zapowiada się sztampa, ale za sprawą naprawdę dobrego stylu dostaniecie wartościową powieść.
Powieść zachwyca i wzrusza, co mnie urzekło, to że w końcu ktoś pokazał, że porzucenie miasta i ucieczka na prowincję nie zawsze wiąże się z samym lukrem, mieszkanie w głuszy może i ma plusy wynikające z oddalenia od ludzi, ale bywa przez to też problematyczne w prozaiczny sposób, odległość od sklepu, lekarza, apteki może rodzić sporo problemów. W tej książce poznajemy niezwykłe barwne i budzące sympatię postaci, cudnie czyta się o Baśce, która przygarnia te zwierzęta i chce przywrócić im wiarę w ludzi, chociaż sama też przecież straciła wiarę w świat i w ludzi, w mężczyzn konkretnie, czy ona sama odzyska tę wiarę? Fajną postacią jest matka głównej bohaterki, jak i mieszkańcy okolicy, z którymi Basia nawiąże znajomość. Naprawdę bardzo dobrze mi się tę książkę czytało. Nie ocieka kiczem, jest dobrze napisana, uczucia, jakie mi towarzyszyły podczas lektury, były świetnie zbilansowane. Warto zwrócić na tę książkę uwagę!
Katarzyna Mastalerczyk