Francja, XXI wiek. W rodzinie Narrusz trwają ostatnie przygotowania do wesela Slima z jego ukochaną Kenzą. Pełnej nerwowości, ale i entuzjazmu atmosferze nie poddaje się jedynie świadek pana młodego, nastoletni Karim, pożerany przez innego rodzaju, niezrozumiały nawet dla najbliższych krewnych niepokój. Gorączkowy nastrój panuje jednak nie tylko w podparyskim Saint-Étienne, ale i w całym kraju, wkrótce mają się bowiem rozpocząć wybory prezydenckie. Po raz pierwszy w historii Francji, głową państwa może zostać imigrant z Algierii, który jeszcze jako kandydat stał się żywą nadzieją dla wszystkich arabskich ekspatów.
Mam z cyklem Dzikusy spory problem, o ile bowiem obie wydane w Polsce części uważam za bardzo dobre, o tyle byłabym ostrożna w stawianiu ich na równi z dziełami Balzaca, Zoli czy Tołstoja. Tego rodzaju porównania, w których lubują się wydawcy, zawsze budziły we mnie poczucie dystansu i nieufności, a przypadek powieści Sabriego Loutaha tylko mnie w nim umocnił. Nie da się jednak ukryć, że autor wzorował się na wielkich twórcach powieści realistycznej, co najpełniej widoczne jest w pierwszym tomie serii. Powieść Francuskie wesele, jak na spadkobierczynię XIX-wiecznego realizmu przystało, jest książką o fabule opartej na zasadzie przyczynowo-skutkowej, w której losy jednostki odzwierciedlają procesy zachodzące w całości społeczeństwa. Algierska mniejszość zamieszkująca Saint-Étienne stanowi zminiaturyzowany obraz ludności Francji z całą jej zachwycającą, ale i budzącą niepokój różnorodnością – algierski klan jak w soczewce skupia wszystkie możliwe podziały, zadawnione konflikty i poczucie wyższości. Szykujące się do wesela rodziny pokazują, że umma może i jest najwyższą wartością w społeczności muzułmańskiej, pokrewieństwo krwi i pochodzenie etniczne stanowi jednak równie istotną kwestię. Bliscy Salima wywodzą się od Kabylów, a więc ludów berberyjskich, na skutek czego z pogardą patrzą na arabskich krewnych Kenzy, którzy odwdzięczają im się tym samym. We wzajemnych relacjach oba klany wykazują się więc nie mniejszym rasizmem niż ten, którego doświadczają od białych, chrześcijańskich współobywateli. W zakończeniu Francuskiego wesela autor sugeruje ponadto, że algierskiej jedności nie jest w stanie zbudować nawet wywodzący się z tego samego kraju potencjalny prezydent.
Książka Francuskie wesele, czytana w oderwaniu od drugiego tomu może pozostawić spory niedosyt. Wbrew zasadom powieści realistycznej brak w niej psychologicznej motywacji postępowania większości bohaterów, z Salimem i Karimem na czele. Wątek terrorystyczny zdaje się przyczepiony na siłę, w finale nic z niego bowiem nie wynika. Powieść nie wnosi też wiele nowego do ogólnoświatowej dyskusji na temat kryzysu migracyjnego i zagrożenia islamskim fanatyzmem w obliczu, którego od kilku lat stoi świat zachodni. Akcja jest powolna, brak w niej spektakularnych wydarzeń, fabuła opiera się zaś głównie na dialogach, owszem – błyskotliwych, a momentami nawet zabawnych. Taki styl prowadzenia narracji świetnie pasuje tej warstwy powieści, która przypomina sagę rodzinną, wprowadzenie elementów thrillera politycznego może natomiast wprawiać czytelnika w konsternację. Niemniej, Francuskie wesele to bardzo dobrze napisana powieść, którą czyta się z przyjemnością, zwłaszcza skupiając się na stworzonym przez autora skomplikowanym obrazie współczesnego społeczeństwa francuskiego. Niewiele wyjaśniający finał natomiast nie tyle rozczarowuje, co budzi apetyt na więcej.
W drugim tomie serii Dzikusy Sabri Loutah raptownie zmienia rodzaj snutej opowieści. Zamiast sagi rodzinnej z silnym tłem społecznym czytelnik otrzymuje mieszankę thrillera i political fiction, w której fabuła skupia się na pościgu francuskich służb za zamachowcem. Wraz ze zmianą stylu powieści metamorfozie ulega również sposób prowadzenia narracji. Poszczególne rozdziały ulegają skróceniu, co nadaje fabule dynamikę dobrze poprowadzonego thrillera. W książce Upiór nawiedził Europę rozczarowany poprzednim tomem czytelnik nie może już narzekać na nazbyt powolny rozwój zdarzeń, akcja pędzi bowiem z szybkością światła. Polityczna intryga została świetnie pomyślana i drobiazgowo zaplanowana, poszczególne wątki splatają się ze sobą w inteligentny i nieprzewidywalny sposób. Polskiemu czytelnikowi trudności może nastręczyć nadążenie za pojawiającymi się niemal co stronę nazwami służb państwowych i dyplomatycznych – nawet znajomość języka francuskiego nie chroni przed chwilowym zawrotem głowy. Drugi tom cyklu Dzikusy skupia się na akcji i polityce, nie oznacza to jednak, że kwestie społeczne zostały z niego całkowicie wyrugowane. W tle fabuły pojawiają się dobrze zarysowane wątki dotyczące dyskryminacji rasowej, skazujące dzieci arabskich imigrantów na znacznie gorszy start życiowy niż ich białych rówieśników. Problemy rodziny Narrusz nie znikają całkowicie z pola zainteresowania autora, wyraźnie tracą jednak na znaczeniu – trochę szkoda, wprowadzany przez nich gwar i chaos stanowił bowiem cudowne urozmaicenie fabuły.
Daleko mi do szalonego entuzjazmu francuskich krytyków, którzy oszaleli na punkcie cyklu Dzikusy, niemniej chętnie sięgnęłabym już po kolejny tom cyklu. Sabri Loutah okazał się uzdolnionym gawędziarzem, a także pisarzem, który dobrze odnajduje się w różnych gatunkach literackich: od sagi rodzinnej do thrillera politycznego. Jest też bystrym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości, który potrafi namieszać czytelnikowi w głowie.
Blanka Katarzyna Dżugaj