Długo zbierałam się do lektury powieści Strupki. Swego czasu była to powieść głośna i wzbudzająca dużo emocji, a ja wolę poczekać, aż opadnie szum, gdy wywietrzeją mi z głowy wszystkie opinie, które widziałam, żeby się nie sugerować. Autorka jest niemalże moją rówieśniczką i byłam ciekawa, czy w moim wieku można napisać głęboką powieść, książkę, która wstrząśnie człowiekiem do szpiku kości. Minęło już tyle czasu, że nie wiedziałam, czego się spodziewać, o czym będzie ta książka. Nie poraża objętością, ale przecież dobra książka nie musi być koniecznie gruba. Zaczęłam czytać z czystą kartą.
Pola dostaje telefon od swojej siostry Ireny, że babka, która wychowywała je po tym, jak najpierw rodzice wyjechali do pracy, a później, gdy zmarła matka, nie żyje. Babka była stałą jej życia, zajmowała się nią, pokazywała jej świat, wierzyła, że Pola ma talent plastyczny i nalegała na rozwijanie go. Teraz nie żyje. Od lat miała Alzheimera, nie pamiętała, kim jest, gdzie jest. Żyła w świecie młodości, pogrążała się w starości. A Pola unikała, jak mogła powrotu na wieś, gdy wyjechała na studia, zaczęła się oddalać, teraz ta przeszłość, rodzinna wieś, dom i wspomnienia wracają do niej i opadają jak stado brzęczących much. Ta książka to opowieść, w której przeszłość i teraźniejszość mieszają się ze sobą, wychodzą na jaw rodzinne tajemnice, ale czy dojdzie do oczyszczenia?
Autorka niewątpliwie ma duże aspiracje, styl ma być podobny do prozy Wiesława Myśliwskiego, krótkie zdania, które mają wyjawiać tajemnicę ludzkiego życia. Czasami to wychodzi, czasami jest zbyt pretensjonalne. Przyznam, że najbardziej zirytował mnie opis pogrzebu, gdy Pola opisuje motywy ludzi przybyłych do kościoła. Jak zwykle, gdy ktoś generalizuje, pisząc o wsi, wzbudza to moją irytację. Bo nie jest tak, jak w tym przypadku, że ludzie idą na pogrzeb z braku innej rozrywki na wsi. Taki motyw im przyświeca, gdy zmarły był bardzo młody, lub bardzo znany, pogrzeb osoby starszej jest czymś tak powszednim, że idą ci, którzy czują, że chcą oddać tę ostatnią posługę, sprowadzanie tego do niskich pobudek, zwykłej rozrywki jest bardzo krzywdzące i mnie zirytowało.
Mamy jeszcze przeplataną historię miłosną babki i wnuczki, odkrywanie tych historii przez czytelnika, jest stopniowane, aż do samego końca. To końcowe oczyszczenie, trochę zbyt proste, jak na realia, ale mimo wszystko czyta się naprawdę nieźle. Moim zdaniem powieść dobrze rokuje i chętnie sięgnę po następną książkę autorki.
Katarzyna Mastalerczyk