\”Strach otulił mnie niczym
koc, a ja się mu poddałam, bo zanadto już byłam zmęczona walką\”.[1]
Przed przeszłością nie da
się uciec, prędzej czy później powraca i zmusza do zmierzenia się z nią. Ze
swoim strachem, czynami, demonami, z tym przed czym tak usilnie próbuje się
zapomnieć. Nie ważne jak trudne to może być i czy jest się na to gotowym,
przeszłość przypomina się kiedy chce i nie zwraca uwagi czy to dobry moment.
Lisa ma sekret, pewną
wstydliwą tajemnicę, której nie chce nikomu ujawniać. Wstydzi się jej, tego co
robiła i dlaczego godziła się na wszystko o co była proszona. Dziewczyna zmaga
się też z traumatycznymi wspomnieniami, brakiem samoakceptacji oraz, co gorsza,
anonimowymi pogróżkami ? coraz częstszymi i bardziej przerażającymi. Jakby tego
było mało na uczelni pojawia się na uczelni profesor Blake, który od początku
żywi do niej niechęć a nawet nienawiść. Jaki jest tego powód? Jaką wstydliwą
tajemnicę skrywa młoda kobieta? I kto usilnie wysyła anonimy Lisie?
Seria Zatraceni od początku przypadła mi
do gustu, Utrata mną wstrząsnęła, Toxic również
było dobrą książką, chociaż odebrałam ją mniej pozytywnie. Nie zmieniało to
jednak faktu iż niecierpliwie wyczekiwałam historii Lisy, intrygującej mnie od
samego początku. Co takiego przeżyła, co ukrywa i z czym się zmaga? Czy było
warto tyle czekać na Wstyd i poświęcić czas na czytanie ostatniego tomu?
\”Tak już jest z
przeszłością. Nigdy nie pozostaje tam, gdzie według nas jest jej miejsce.
Zawsze przychodzi pora, że odsłania się w całej swojej krwawej i wstydliwej
okazałości, i nie pozostaje już nic, absolutnie nic, jak tylko na to patrzeć\”.[2]
Rachel Van Dyken pisze
lekko, ale przy tym historii nie brak głębi, trafnych spostrzeżeń, przemyśleń
oraz fragmentów, z których można wyczytać wiele mądrości, dobrych rad oraz
nadziei. Autorka ponownie udowadnia, że potrafi pisać, stworzyła fabułę
przemyślaną i dopracowaną, do której nie mogę się przyczepić gdyż nie mam do
czego. Jest pełna emocji, sprzecznych, wzbudzających mętlik i niepewność, bo
doprawdy trudno jednoznaczni stwierdzić czy w danej chwili przeważa wściekłość,
strach a może nadzieja. Van Dyken manipuluje, nie tylko bohaterami, ale i
czytelnikiem, który nieświadomie poddaje się opowieści o losach zagubionej
kobiety i wraz z nią przeżywa wszystko co przynosi jej los. I przyznać muszę iż
na brak wrażeń oraz zaskakujących momentów narzekać nie mogłam – działo się
dużo, szybko, intrygująco. Ponadto Rachel porusza tematy trudne, ale bez
problemu sobie z nimi radzi i dostarcza potrzebne oraz istotne dla zrozumienia
wątku informacje.
Muszę przyznać, że pośród
wszystkich bohaterów całej trylogii to pan Blake okazał się zagadką (nie tyle
pod względem zamiarów, bo te szybko można odkryć a zachowania), jego charakter,
postępowanie, motywy jakimi się kierował. Pełen sprzeczności, niedomówień, nie
wyobrażałam sobie, że jakaś postać może doprowadzać mnie do takiego stanu jak
udało się profesorkowi. Początkowo szczerze go nie cierpiałam i przyłożenie mu
czymś ciężkim było jedną z delikatniejszych myśli skierowanych ku niemu.
Naprawdę. Jednak później… zyskał w moich oczach, pokazał, że nie jest draniem
za jakiego go miałam, no nie do końca, bo tego co zrobił nie da się cofnąć. Co
do Lisy, podziwiam ją, że się nie załamała, że dawała radę. Trudno mówić w jej
przypadku o normalnym funkcjonowaniu, ale pomimo mroku, traumatycznych przeżyć
jakoś trwała z dnia na dzień i się nie poddała. Podobała mi się kreacja tej
dwójki, to, że nie zabrakło Westona, Kiersten, Gabe?a i Saylor, którzy są
najlepszymi przyjaciółmi jakich można mieć.
Nie zawiodłam się na Wstydzie, nie pobił wprawdzie Utraty, ale było dużo lepiej niż w Toxic z czego ogromnie się
cieszę. Z miejsca wciągnęłam się w akcję i z zapartym tchem ją śledziłam. Zżyłam
się z bohaterami, wraz z nimi przeżywałam wszelkie wzloty i upadki, bałam się,
śmiałam, cierpiałam kiedy oni (ach ta moja uczuciowość). Cieszę się iż nie
zabrakło postaci dwóch poprzednich tomów, ich opiekuńczości, dobrych rad oraz
poczucia humoru. Nie mogłam oderwać się od czytania, po prostu musiałam jak
najszybciej poznać zakończenie tej trudnej i jakże bolesnej historii i nie
przerwałam dopóki wzrok nie zatrzymał się na ostatnim słowie. Domyślałam się
zakończenia, ale wcale nie umniejszyło to napięcia towarzyszącemu mi przy
poznawaniu ostatnich stron.
Oczywiście polecam – fanom serii, pióra autorki,
gatunku New Adlut oraz powieści nasączoną całą gamą uczuć. Rachel Van Dyken świetnie operuje językiem,
gra na emocjach, zdobywa uwagę i utrzymuje ją do samego końca. Wstyd
jest historią której nie da się nie przeżywać, zapada w pamięć nie tylko przez zawarty
w książce ładunek emocjonalny, ale fakt, że niesie ze sobą przesłanie oraz
nadzieję. Trzeba pamiętać, że nie wiem jakby trudno było trzeba się wyprostować
i brnąć do przodu, krok po kroku.
\”Uzdrowienie to coś więcej
niż tylko wyjście z raka czy znalezienie kogoś, kto jest z tobą dla ciebie
samego. To też coś więcej niż przezwyciężenie przeszłości i otwarcie się na
przyszłość. Uzdrowienie oznacza poranne wstawanie, gdy wolałoby się zostać w
łóżku, oznacza uśmiech zamiast płaczu i to, że nosisz głowę wysoko, choć demony
próbują przygiąć ci ją do ziemi. Życie jest tego pełne, pełne sytuacji, gdy
bierzemy nogi za pas, podczas gdy powinniśmy stanąć i stawić czoło burzy\”.[3]
Irena Bujak,
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com
[1]Rachel
Van Dyken, Wstyd, s. 151
[2]Tamże,
s. 227
[3]Tamże,
s. 359