Kojarzycie piosenkę
De Mono \”Statki na niebie\”? Tytuł brzmi abstrakcyjnie, prawda?
Wyobraźcie sobie jednak przez kilka minut, że to nie jest żaden
wymysł i po naszym niebie rzeczywiście pływają statki; że nad
naszymi głowami jest zupełnie inne uniwersum, w którym to, co dla
nas jest niebem, tam jest morzem. Zapraszam Was do zgłębienia wraz
ze mną tajników Magonii – nie tylko jako książki, ale również
jako swego rodzaju legendy.
Aza Ray cierpi na
ciężką chorobę. Wszyscy wiedzą, że dziewczyna szybko umrze,
jednak nikt nie rozumie mechanizmów tego zjawiska. Żaden lekarz
nigdy nie słyszał o jej jednostce chorobowej, książki milczą, a
dziewczyna przecież umiera. Nikt nie posiada sensownego wyjaśnienia
sytuacji. Gdy pewnego dnia przyjaciel Azy, Jason, opowiada jej
historię o ludziach spadających z nieba, aż ciężko uwierzyć, że
mogłoby to być prawdą. Do dnia, w którym do płuc dziewczyny
wlatuje ptak, a Aza prawie umiera. Przynajmniej jej rodzina na ziemi
jest co do tej śmierci przekonana. Tym czasem okazuje się, że Aza
została porwana ?z powrotem? do swojej ojczyzny – Magonii.
Krainy, w której ludzie wyglądają w połowie jak ptaki i śpiewają
różne dźwięki za pomocą kanwrów w swoich płucach, którymi
mogą wywołać różne zjawiska jak zmiana wody w piasek, zabranie
całego jeziora z ziemi i zamienienie go w lód, etc. Aza okazuje się
być dawno poszukiwaną obywatelką Magonii, która ma ocalić krainę
przed wymarciem. Tylko jaki wpływ może mieć ocalenie Magonii na
Ziemię?
Nie ukrywam, że
gdy widzę nazwisko Neila Gaimana na okładce jakiejś książki i
blurba jego autorstwa, od razu wzrasta moja ochota na przeczytanie
jej. Z \”Magonią\” było nie inaczej. Dziś już wiem, że nie
wszystko, co Gaiman poleca, musi być bardzo dobre. Niemniej również
nie była to zła lektura. Po prostu bardzo, bardzo, bardzo dziwna.
Doceniam stworzenie
kompletnie nowego świata, który dotychczas kojarzył mi się,
dzięki zespołowi De Mono, jedynie z piosenką. Niebo będące
morzem brzmi niesamowicie nierealnie. Wyobraźcie sobie, że
gdybyście mieszkali ponad chmurami, to spadając z nich, macie
uczucie, jakbyście się topili. Tak więc Aza, będąc rodowitą
Magonką, topi się na Ziemi. Wyobraźcie sobie, jakie to musi być
okropne uczucie. I stworzenie czegoś takiego bardzo mi się
spodobało.
Niestety cała
magońska rzeczywistość wydała mi się kompletnie bzdurna.
Ludzie-ptaki. Kanwry mieszkające w płucach Magończyków, by
umożliwić im magiczny śpiew, który zmienia jedne rzeczy w drugie.
Ptasi piraci… Chociaż nie, to nie było złe. Uwielbiam piratów w
jakiejkolwiek postaci, o ile nie są zdziecinniali, a ci zdecydowanie
nie byli. Jednak cała idea zniszczenia Ziemi przez intrygę
Magończyków lub też okradania nas z plonów przed nadniebne
statki, które można zauważyć tylko podczas burzy, która jest dla
nich osłoną przy niższym zejściu z nieboskłonu… Sami widzicie.
Trochę to wszystko już zbyt wymyślone.
Nie podobały mi
się też postaci. Aza mnie irytowała – nie cały czas, ale na
tyle często, że zdążyłam się do niej zniechęcić. I to
niestety też za sprawą obecnego trójkąta miłosnego. Jason –
jej ziemski przyjaciel – nawet miał swoje rozdziały w książce.
Te jednak potrafiły niesamowicie przynudzić i przyznaję, że to
właśnie podczas ich lektury najczęściej odkładałam książkę
na bok. Dai ? cóż, lubię gorących facetów, ale nie, gdy nie
śpiewają ptasim głosem.
Na szczęście
postaci drugoplanowe nadrabiały. Polubiłam uwięzionego
kanwra/ducha, rodzinę Azy, załogę statku oraz panią kapitan
piratów.
Za to musicie się
ze mną zgodzić, że ta okładka wręcz prosi, by sięgnąć po
książkę. Jest całkowicie magiczna, zapierająca dech w piersiach
i po prostu niesamowita. Podobnie język i warsztat autorki, dzięki
którym dosłownie przefrunęłam przez tę historię, mimo zgrzytów
w fabule.
Nie umiem
zdecydować się, komu polecić tę książkę, gdyż z pewnością
jest grono, które będzie nią zachwycone. Może tym, którzy nie
oczekują po \”Magonii\” poziomu Gaimana; tym, którym zależy po
prostu na czymś świeżym, czego jeszcze nie było; tym, którzy
chcą trochę pooddychać prawdziwym niebiańskim powietrze i polatać
na statkach.