Po
latach nieobecności dorosła już Myrtle \”Tilly\” (Kate
Winselt) powraca do rodzinnego miasteczka, z którego to jeszcze w
dzieciństwie została wywieziona. Kobieta nie do końca pamięta dlaczego
została odebrana matce i osadzona w szkole z internatem, pamięta strzępki,
gdzieś po głowie snuje się dziwna świadomość, że została oskarżona o
morderstwo, ale jak? Co dokładnie się wydarzyło? I czy rzeczywiście do tego
doszło? Odpowiedź musi odnaleźć tutaj, w tym sennym miasteczku, gdzie czas
jakby stanął w miejscu, zaś dawne zawiści wciąż były pielęgnowane i pilnowane
by nigdy o nich nie zapomniano. Ktoś
jednak musi znać prawdę, może matka Tilly? Teraz nazywana przez mieszkańców
Szaloną Molly (Judy Davis). Jedno
jest pewne, kobieta wróciła ku przerażeniu osadników. Wraz z nią powrócił
strach i niepokój. Jakie tajemnice skrywa miasteczko i czym wzbudziła
zainteresowanie dojrzała już Tilly? W jakim celu przywiozła ze sobą
przybory oraz maszynę do szycia?
Wielkie
brawa dla reżysera i zarazem scenarzysty Jocelyn Moorhouse, za tak cudowne
ukazanie fabuły, za stworzenie niesamowitego klimatu filmu, który już od
pierwszych minut zaskarbia sobie zachwyt widza. Często przeżywam gdy
podczas pierwszych minut trzeba czekać na rozwój wydarzeń, by w końcu poczuć,
że oto produkcja jest interesująca i zaczyna wciągać. W tym przypadku już sam
wstęp intryguje, a później jest tylko lepiej.
Mamy
retrospekcje z czasów dzieciństwa, kiedy miało miejsce tragiczne w skutkach
zdarzenie, ale nie tylko do tego wracamy, są to migawki z wielu różnych
sytuacji, z którymi zmagała się główna bohaterka – wtedy bezbronna. Teraz
jednak wróciła, z maszyną do szycia. Chcąc wzbudzić zainteresowanie
mieszkańców. Już
własną postawą budzi szok i niedowierzanie. Upłynęło tyle lat, nikt się nie
spodziewał, że ta \”smarkula\” odważy się zjawić w miasteczku, a tutaj
nie dość,że pozwoliła sobie na podobną śmiałość, to jeszcze budzi zazdrość
swoimi strojami. Tilly
nie zamierza się zniechęcić, nawet kiedy jej własna matka utrudnia i robi
wszystko by odeszła, i nigdy więcej się nie pokazywała.
Sama
przeciw wszystkim? Nie do końca, okazuje się, że są dwie osoby nie wierzące w
winę z przed lat. Jedną z nich jest sierżant Farrat ( (Hugo Weaving) oraz
sąsiad Teddy ( Liam Hemsworth ), którzy okażą się oparciem w trudnych
chwilach, rozbawią i wesprą. Ekscentryczna
matka, policjant z sekretem i zamiłowaniem oraz przystojny sąsiad. Można
powiedzieć, że kwartet wyborny. Bo każda z postaci będzie miała swój ogromny
wkład w życie Tilly, oraz na to co wydarzy się później… Jak się okazuje małe
społeczności skrywają sporo tajemnic, które są maskowane słodkimi uśmiechami,
życzliwością oraz pomocą, ale za ścianami własnego domu każda maska spada,
wtedy ukazuje się prawdziwe oblicze. Każdego.
Dawno,
naprawdę bardzo dawno nie przeżyłam tylu emocji, tylu reakcji podczas oglądania
filmu. Niezupełnie wiedziałam co tak naprawdę stworzył reżyser, jednak
obsada mnie uspokajała. Bardzo lubię Kate Winselt oraz Liama
Hemsworth\’a. Przyznać muszę, że efekt przerósł moje najśmielsze
oczekiwania. Coś niesamowitego, byłam, dalej jestem pod ogromnym urokiem tego
co stworzył reżyser. Wspomniałam, że już wstęp budzi zainteresowanie, kolejne
sceny są tylko lepsze. Gra aktorów po prostu mistrzostwo, widać jak bawili się
swoimi kreacjami. I tak Kate wcielająca się w postać Tilly, w jednej chwili
była wytworną damą, która w nosie miała wszelakie konwenanse, by za chwile
toczyć walkę ze swoją mamusią, używając do tego różnych przedmiotów. Na ogromne
brawa zasługuje odtwórczyni roli Molly, matki głównej bohaterki. Judy
Davis, pokochałam tę kobietę, wprost zachwycałam się fenomenem jej
wczucia w każdy gest, każde słowo. To jak poczuła się Molly. Naprawdę wielkie
uznanie. Podobnie było z Hugo Waeving. Na
pewnej stronie przeczytałam, że prawa Winselt i Hemsworth to
kompletne nieporozumienie, zupełnie się z tą opinią nie zgadzam. Mimo, że Kate
ma już swój wiek, to jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić innej aktorki na jej
miejscu. I chociaż chwilami widać, że czas pozostawił swoje ślady, nie odczułam
z tego powodu dyskomfortu podczas oglądania, wręcz przeciwnie.
Projektantka
to typowy komedio-dramat gdzie ironia przeplata się ze strasznymi
wydarzeniami, gdzie uśmiech gaśnie w jednej minucie. Każdy mieszkaniec ma
na swoim sumieniu coś, czego powinien się wstydzić, co gdyby ujrzało światło
dzienne mogłoby spowodować nieodwracalne zmiany. Wszyscy Ci ludzie,
którzy tak bardzo nienawidzili Tilly, mieli swój wkład w jej przeszłość,
wszyscy uczynili jej życie takie, a nie inne. I kiedy nastał odpowiedni czas,
poczuli, że oto przyszła pora rozliczyć się ze swoimi grzechami.
Każda
postać, nawet ta najmniej zdawałoby się ważna, została zagrana wyśmienicie.
Dzięki czemu film jest tak bardzo realny i prawdziwy. Ukazane emocje są
namacalne. I kiedy oglądana sytuacja jawiła się groteskowo – śmiałam się do rozpuku.
Jednak gdy sprawy zaczęły zmieniać obrót, gdy fabuła zaczęła ukazywać sytuacje
z nieco innej strony, gdzie wydarzyło się to co miało wydarzyć, wylałam potoki
łez. I przeżywałam tak bardzo mocno, że nie mogłam sobie poradzić z targającymi
emocjami. Nie miałam pojęcia, że film wywrze na mnie aż tak ogromne wrażenie,
że tak bardzo będę to wszystko przeżywała.
Uwielbiam kino kostiumowe, a przyglądanie się jak nasza Tilly
zmienia szkaradny styl mieszkanek zadymionej osady, było czymś niebywale interesującym.
W dodatku robiła to w bardzo oryginalny sposób.
Nas
sam koniec muszę wspomnieć o muzyce, muzyce, która jest wisienką na torcie
filmu. Często wspominam jak bardzo ważne w filmach są efekty dźwiękowe, jak nie
jeden raz ratują całą produkcje przed kompletnym fiaskiem. Tutaj do
genialnego scenariuszu do chodzi David Hirschfleder ze swoją
przepiękną muzyką która porusza wszystkie struny duszy, która pozwala się
śmiać, albo płakać rzewnymi łzami. Nie wiem w jaki sposób panowie to
uczynili, ale dla mnie i w moim odczuciu powinni dostać najlepsze
nagrody.
Nie
powiem, że polecam ten film. Ja wnoszę apel by koniecznie, jak najszybciej
obejrzeć Projektantkę! Tylko nie zapomnijcie o chusteczkach, ja nie
miałam… cóż. Rękaw zawsze służy. Co
się zaś tyczy samego zakończenia… powala na kolana.Czapki z głów, szczęki
zbierane z podłogi.
Agnieszka Bruchal