Najnowszy
film Todda Haynesa jest naprawdę trudno ocenić. Bo z jednej strony mamy dobre
aktorstwo, piękne kadry i idealnie odwzorowane kostiumy z lat 50. Jednak z
drugiej strony ciężko jest po prostu na tym filmie wysiedzieć.
Mamy lata
50. Nowy Jork. Młoda pracownica domu towarowego Therese (znana z \”Dziewczyny z
tatuażem\” Rooney Mara) poznaje Carol (zjawiskowa Cate Blanchett) – mężatkę,
która poszukuje prezentu na święta dla kilkuletniej córki. To jedno spotkanie
poskutkuje zakazaną miłością, która odmienia ich życia na zawsze. Film oparty
jest na książce o tym samym tytule, autorstwa Patricii Highsmith.
Największym
zarzutem wobec \”Carol\” jest tylko (i aż) znużenie, które dopada widza podczas
seansu. Po przeczytaniu opisu spodziewałam się filmu o wiele ciekawszego. Bo
przecież mamy lata 50., homoseksualizm, kobietę, która zdradza męża z inną
kobietą, do tego niczego nie rozumiejące dziecko i romans między kobietą
dojrzałą i młodziutką dziewczyną. Spodziewałam się więc przede wszystkim
ostracyzmu społecznego, niezrozumienia ze strony całego świata (albo
przynajmniej ze strony osób w jakiś sposób w ten romans zamieszanych). Haynes
nie wykorzystał jednak w całości potencjału książki Highsmith. To
niezrozumienie pojawia się właściwie jedynie ze strony męża Carol. Przy czym,
gdyby Carol mu pozwoliła, sam nic by z tym nie zrobił. Poza tym, mam wrażenie,
że każdy, kto wie bądź domyśla się co zaszło między głównymi bohaterkami
okazuje im wręcz zrozumienie i sympatię. Nie tak wyobrażałam sobie
homoseksualizm w Ameryce lat 50.
Film Todda
Haynesa otrzymał w tym roku 6 nominacji do Oscarów. Jak najbardziej popieram
nominacje za zdjęcia i kostiumy. Widz oglądający \”Carol\” ma okazję rzeczywiście
przenieść się do Ameryki lat 50. i pozostać tam przez blisko dwie godziny.
Patrzy się na niego naprawdę przyjemnie i naprawdę dobrze się go słucha. Tutaj
nominacja dla Cartera Burwella za muzykę oryginalną w filmie także jest w pełni
uzasadniona. Nie rozumiem za to nominacji dla aktorek. Przede wszystkim błędem
jest klasyfikowanie Rooney Mary jako aktorki drugoplanowej. Bo choć tytułową
bohaterką jest ta odgrywana przez Cate Blanchett, to jednak Therese także jest
pełnoprawną główną bohaterką filmu. Problem pojawia się także przy ocenie gry
aktorskiej. Z jednej strony podobała mi się wyniosłość Blanchett, co jeszcze
bardziej uwydatniało jej piękno, ale z drugiej strony miałam wrażenie, że nie
tylko jej bohaterka nie wykazywała zainteresowania niczym innym poza sobą, ale
dotyczyło to także samej aktorki. Za to Rooney Mara momentami wyglądała tak,
jakby była tam za karę. Przez cały czas miałam wrażenie, że za chwilę się
rozpłacze.
\”Carol\” to
produkcja zwłaszcza dla tych osób, które lubią filmy, w których właściwie nic
się nie dzieje. Polecam przede wszystkim nie nastawiać się na nic wybitnego,
nie zwracać uwagi ani na przyznane nominacje, ani na nagrody, które film
Haynesa otrzymał. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że takim osobom \”Carol\” może
się spodobać.
Magdalena Skowron