\”Sinobrody\” Kurta Vonneguta to \”autobiografia\” niespełnionego malarza ormiańskiego pochodzenia, kolekcjonera sztuki współczesnej, ponurego bogacza, weterana drugiej wojny światowej, samotnika, którego przypadkowo poznana u schyłku życia kobieta zmusza niejako do spisania osobistych doświadczeń. Rabo Karabekian, początkowo niechętny, jednak przystaje na takie dictum. Spod jego pióra wychodzi dzieło ponure, choć nie pozbawione dystansu do świata i samego siebie. Zdaje się, że właśnie tak Vonnegut napisałby swoją autobiografię.
Życiorys Karabekiana to swoista mozaika doświadczeń, które – choć nie zawsze tragiczne – składają się na obraz szary i krzyczący wręcz o marności wszystkiego, co tworzy człowiek. Mozaika, która na końcu \”ucieleśnia się\” – pozwolę sobie nie zdradzić jak. Nicią przewodnią jest tu sztuka, zwłaszcza malarstwo niefiguratywne, nowoczesne, któremu po części bohater hołduje, a któremu odmawia sensu. Z drugiej strony mówi o swoim nauczycielu, znakomicie oddającym w swoich pracach rzeczywistość w najmniejszym szczególe: \”Nikt nie umiał podrabiać śniedzi tak, jak Dan Gregory\”, nikt nie umiał też tak podrabiać plam, brudu, rdzy. Pozorny podziw ku zdolnościom \”mistrza\” zdaje się tu jednak przesiąknięty pogardą, a ów brud i rdza, którą tak znakomicie Dan oddawał na swoich obrazach, były jakby dopiskiem do paskudnego charakteru grafika, któremu Rabo jednak odmawiał artyzmu, mówiąc: \”był wypychaczem\”.
Opisując wydarzenia ze swojego życia, Rabo odnajduje w nim pewne dziwne sploty losów, zbiegi przypadków, w których przypadkowość chyba nie do końca wierzy, a które skłaniają go do rozmyślań nad konstrukcją świata. Dużo zresztą w \”Sinobrodym\” rozważań nad mechanizmami rządzącymi światem, raczej pesymistycznych. Rabo, spisuje swój żywot, jednocześnie przeplatając go współczesnością, wtrącając informacje o swojej obecnej kucharce i jej córce, o chwilowych gościach – dawnym przyjacielu i nowej znajomej. W tych wtrąceniach daje wyraz swojemu stosunkowi do świata i kondycji człowieka. Dużo miejsca poświęca choćby ignorancji młodzieży, za przykład biorąc nastoletnią córkę kucharki oraz jej przyjaciół. Jego spojrzenie na świat jest pełne cynizmu i pesymizmu, przesiąknięte ironią, nadającą opowieści niekiedy groteskowy wydźwięk.
To, co odnajdywałam godnego podziwu w pisarstwie Vonneguta dwadzieścia lat temu, dziś w dużej mierze wydaje mi się zbyt \”amerykańskie\” lub zbyt przesiąknięte goryczą. Nie mogę nie przyznać Vonnegutowi pewnego wirtuozerstwa w konstruowaniu powieści i przekazywaniu myśli. Na pewnym poziomie czyta się to świetnie. Jednak dziś trudny do zniesienia dla mnie jest choćby ten jego specyficzny humor przesiąknięty pewną rezygnacją, cynizmem, poczuciem beznadziei – jakby drwił ze wszystkiego, również ze swoich dzieł. Na swój sposób \”Sinobrody\” to naprawdę dobra powieść, której przeczytanie poleciłabym jednak nielicznym.
Iwona Ladzińska