Nawet, jeżeli nigdy w życiu nie miało się w ręce żadnej
książki z gatunku sensacji, kryminału czy thrillera, to i tak wiadomo, jak
prezentuje się schemat takiej powieści. Jest On (detektyw, policjant, agent,
zaniepokojony obywatel) o prawej duszy w brudnym świecie przekupnych stróżów
prawa, trudna sprawa i moment, w którym bohater musi stanąć w szranki z
przestępczym światkiem, który zwykle bywa dziesięć razy lepiej do takiej bitwy
przygotowany. Pod tym względem \”Stalkerzy\” Paula Fincha nie odstają od założeń
gatunku ani na centymetr. To książka, która krok po kroku realizuje wszystkie wymagania
schematu oraz wykorzystuje każdy z przepracowanych i ogólnie znanych wzorców
działania bohaterów kryminału. Jeżeli więc macie ochotę na powrót do klasyki –
zapraszam.
W zasadzie już okładka zwiastuje spotkanie z typowością –
ciemne granaty, jasna twarz na pierwszym planie i niewyraźny potencjalny
prześladowca w tle. Do tego sugestywne \”Ty możesz być następna\” oraz nazwisko
autora w toksycznej zieleni i przybrudzony, biały tytuł powieści. Gdybym
szukała swojego pierwszego kryminału/thrillera/sensacji w życiu, rozglądałabym
się właśnie za podobną okładką. I pewnie, ostatecznie, dałabym się skusić.
\”Stalkerzy\” to pierwszy tom serii o detektywie Marku \”Hecku\”
Heckenburgu, nieszczególnie lubianym w swojej jednostce mężczyźnie, który wstąpił
do policji mimo sprzeciwu rodziny. W momencie, w którym spotyka go czytelnik,
zajmuje się sprawą zaginięcia niemal czterdziestu kobiet. Pozornie nic ich nie
łączy – są w różnym wieku, wykonują różne zawody, a nawet pochodzą z innych
części Wielkiej Brytanii. Jednak żadna z nich nie pasuje do profilu typowej
uciekinierki lub samobójczyni. W chwili, gdy Heck trafia na obiecujący trop, po
ponad dwóch latach ciężkiej pracy, \”góra\” decyduje się zamknąć sprawę. Ale detektyw
nie zamierza się poddać i przymusowy urlop wykorzystuje by podążyć za nowym
śladem. Czasami jednak lepiej się mylić. Wkrótce Heck będzie musiał walczyć nie
tylko o sprawiedliwość dla zaginionych kobiet, ale i o własne życie oraz dobre
imię…
Słowo \”stalker\” funkcjonuje w polskim słowniku jako \”prześladowca\”.
Jeżeli jednak liczycie na to, że powieść traktować będzie o kimś kryjącym się w
cieniu, o wiecznej obserwacji i mrocznych tropach pozostawianych przez \”złych
ludzi\”; jeżeli sądzicie, że wieczne napięcie przełoży się na Wasze życie
prywatne i wracając wieczorem do domu, sami będziecie zastanawiać się, czy ktoś
za Wami nie podąża, to… możecie się przeliczyć. Tytułowi \”stalkerzy\” to bowiem
nie, typowi podglądacze i prześladowcy, a raczej – raz, że zorganizowana grupa
przestępcza; dwa, że niewyżyci seksualnie panowie, którzy pierwotne instynkty
stawiają na pierwszym miejscu.
Ale spokojnie, to jedyne odstępstwo od normy. Wszystko inne
w powieści jest bardzo typowe. Od tegoż nierozumianego przez kolegów gliny i
biurowe gierki, przez nagłe pojawienie się sprzymierzeńca, po próbę wplątania
bohatera w różnorakie przestępstwa. Zdaje się, że Paul Finch odhacza po prostu
kolejne punkty w klasycznej formie gatunku.
Nawet linia dialogowa wypada momentami tak, jakby czytelnik
oglądał tandetne kino akcji ze Stefanem Mewą czy innym Dolphem Lundgrenem.
Puenty nad pokonanymi przeciwnikami? Serio? To thriller czy komedia? Dodatkowo
wszystkie wymiany zdań z przełożonymi, typami spod ciemnej gwiazdy czy
przestępcami wydają się zwyczajnie przekalkowane z setek powieści gatunku
wcześniej. Po prostu zamknijcie oczy, wyobraźcie sobie, co gangster
powiedziałby do detektywa i spójrzcie na stronę powieści. Tak, dokładnie to.
Nie inaczej sprawa ma się z bohaterami. Heck to kopia stereotypowych
cech detektywów, zarówno w sferze wewnętrznej jak i zewnętrznej. Trudna
przeszłość, bolesne wspomnienia i skomplikowane relacje rodzinne – pełen pakiet.
Lauren Wraxford, jego \”skrzydłowa\” a jednocześnie siostra jednej z ofiar
działała mi na nerwy swoją absurdalną wybuchowością (bądź, co bądź, to
żołnierka) tak dalece, że nieustannie życzyłam jej śmierci.
Sam pomysł na fabułę, chociaż nieszczególnie odkrywczy, miał
pewien potencjał. Za dużo jednak w tym wszystkim stereotypów, powtórzeń
przeszłości i typowości. Za mało z kolei autorskich pomysłów i
charakterystyczności świata oraz bohaterów. Czasami jednak ma się ochotę na
prostą lekturę, która przypomni za co kocha się gatunek; taką, która pochwyci
wzorce i wrzuci je do jednego worka, a potem zaserwuje przyjemny brak zaskoczeń
w rozwoju akcji i finale. \”Stalkerzy\” Paula Fincha są idealną odpowiedzią na
takie pragnienia. Szczerze, to chętnie przeczytam więcej historii z jego
udziałem.
Alicja Górska