Emilia Dłużewska napisała coś w rodzaju powieści autobiograficznej. W „Jak płakać w miejscach publicznych” opisuje, jak (nie) radziła sobie z depresją. To po trosze osobista opowieść pacjentki, jaką od dwóch lat jest sama autorka, a po trosze próba oswojenia i prześmiania (odróżnić od „wyśmiania”) tej dotykającej coraz większej liczby osób choroby. Pisanie z dystansem i ostrym humorem o depresji pewnie nie przypadnie do gustu każdemu, ale myślę, że wiele osób odnajdzie się w obrazie świata, jaki pokazuje Emilia Dłużewska.
Przychodzi cicho i bez zapowiedzi, początkowo chowa się po kątach i ledwo zaznacza swoją obecność. Nie zauważasz jej od razu, a kiedy pojawiają się pierwsze objawy, myślisz sobie: Po prostu mam gorszy dzień/tydzień/miesiąc. To przez tę pogodę. Zdenerwował mnie klient i dlatego chce mi się płakać. Przecież czasem trzeba odpuścić. Potem ona naciera na całego i nagle zauważasz, że płaczesz dziś piąty raz – dlaczego? Nie ma wielkiego powodu, może długopis wypadł ci z ręki, w pończosze poszło oczko, posiałaś gdzieś swój ulubiony kubek? Nagle okazuje się, że wszystko jest nieproporcjonalnie trudne, nawet wstanie z łóżka i doprowadzenie się do porządku jawi się jak wspinaczka bez tlenu na najwyższą górę świata. Jest szaro i nijako, z wahaniem na „okropnie smutno”. Tak, to ona: depresja. Opisuję to tak szczegółowo, bo sama przeżyłam epizod depresyjny i wiem, jak to jest, gdy otula cię szara wata beznadziei, gdzie nic nie wydaje się ważne. Bohaterka radzi sobie lepiej niż ja, a raczej lepiej wychodzi jej udawanie, że wszystko jest okej: przedziera się przez kolejne dni, prowadzi small talki, wykonuje swoją pracę, choć trochę wolniej i gorzej… Jednak w końcu orientuje się, że to nie jest normalne, że wkłada rajstopy „na trzy”, bo nie ma siły tego zrobić za jednym podejściem, ani że ciągle płacze. Idzie do psychiatrki i niebawem ma diagnozę i receptę na leki.
„Im intensywniej myślałam o tym, czy przypadkiem nie czuję się dziwnie, tym dziwniej zaczynałam się czuć; im więcej energii zużywałam na monitorowanie zazwyczaj nieświadomego życia psychicznego, tym mniej jej zostawało na takie czynności, jak prowadzenie rozmowy, dobieranie ubrań tak, żeby względnie do siebie pasowały albo pamiętanie o przepalonej żarówce w łazience. Po kilku tygodniach pogłębionej introspekcji robiłam zapewne wrażenie dużo bardziej szalonej niż zwykle.”
Emilia Dłużewska to dziennikarka kulturalna, i to czuć w jej stylu pisania. Teksty, mimo istotnego i ciężkiego tematu, są lekkie i dobrze się je czyta. Pojawia się tu również autoironia czy czarny humor, które nieraz rozładowują napięcie (puenta historii nieuleczalnie chorego kolegi, który tracił władzę nad ciałem: „Powiedziałem rodzicom, że żądam adwokata – napisał kiedyś. Zrozumieli »awokado« i przynieśli mi mango”). „Jak płakać w miejscach publicznych” jest rozbita na krótkie części przypominające felietony czy wpisy z intymnego dziennika autorki: łykasz jeden za drugim, nawet nie wiedząc kiedy. Dodatkowo przez to, że są to jej własne przeżycia, widzimy i czujemy, że nie ma tu żadnej ściemy, kreacji, że jest nam dane obcować z czyimś trudnym, prawdziwym doświadczeniem. Sama Dłużewska w wywiadzie, który przeprowadził z nią Jakub Wojtaszczyk, wspomina, że gdy zdiagnozowano u niej depresję, początkowo nie uwierzyła, myślała, że wszystkich oszukała. „Jak to depresja? Przecież wstaję z łóżka, chodzę do pracy, trochę się śmieję…” ‒ była pewna, że tylko się nad sobą użala. A jednak gdy zaczęła przyjmować antydepresanty, jej nastrój zaczął się stopniowo poprawiać. I ja pamiętam to dobrze: dopiero wtedy widzisz, jak głęboko w dołku byłaś. U mnie w końcu rozrzedziła się ta „szara wata”, którą czułam dookoła siebie, będąc w depresji, a codzienne sprawy wróciły do swych normalnych rozmiarów. Podobnie poczuła się Emilia Dłużewska: „[…] leczenie było właśnie odzyskiwaniem proporcji, uczeniem się reakcji, które — moim zdaniem — są bardziej adekwatne do tego, co mnie spotyka”.
Cieszę się, że o zdrowiu psychicznym mówi się i pisze coraz więcej. Pamiętam, gdy może z 5 lat temu byłam szczerze zdziwiona, kiedy okazało się, że w małej grupie znajomych praktycznie wszystkie osoby zasięgnęły w przeszłości lub wciąż korzystają z pomocy psychologa i/lub psychiatry. Ktoś miał depresję, kto inny lęki czy kompulsywne zachowania. Wtedy było to odkrycie na miarę „Wow, więc to nie tylko ja, nie jestem sama!”, dziś mówienie o korzystaniu z pomocy psychologa czy psychiatry staje się normą, co uważam za ważne i pozytywne zjawisko, w które książka „Jak płakać w miejscach publicznych” dobrze się wpisuje.
Karolina Sosnowska
Autor: Emilia Dłużewska
Tytuł: Jak płakać w miejscach publicznych
Wydawnictwo: Znak Litera Nova
Wydanie: pierwsze
Data wydania: 2023-02-22
Kategoria: literatura piękna
ISBN: 978-83-240-9582-7
Liczba stron: 208