Nawet ci, którzy na współczesnym malarstwie znają się słabo, mogą kojarzyć specyficzne niebieskie miasta pełne ciasno poustawianych domków, z których szeregów wybija się, a to wieża kościoła, a to jakiś drapacz chmur. Edward Dwurnik miał dość specyficzny styl, który może się kojarzyć z prymitywizmem, jednak u niego wszystko było dopracowane, a jeśli uproszczone, to z rozmysłem. Był artystą niezwykle płodnym, jego dorobek obejmował ponad 3,5 tysiąca obrazów oraz 10 tysięcy rysunków. Jaki obraz artysty wyłania się z serii wywiadów zebranych w tomie „Dwurnik. Robotnik sztuki”?
Przede wszystkim Dwurnik to pracoholik, który nie może żyć bez tworzenia. Ciągle coś maluje, szkicuje, wciąż jest poplamiony farbą. Jego dzieła powstają w cyklach, takich jak „Podróże autostopem” (pejzaże polskich miast z charakterystycznymi dla nich budowlami, jednak bez zachowania rzeczywistych odległości), „Robotnicy” czy „Sportowcy” (nie byli to, jak można by przypuszczać, atletycznie zbudowani ludzie uprawiający różne dziedziny sportu, a przeciwnie: mizerne, nieatrakcyjne postaci, palacze popularnych wówczas papierosów, „Sportów”). Jego odkryciem twórczym, wzorem i inspiracją był malarz prymitywista Nikifor, od którego zapożyczył dosadny realizm i groteskowość. Dwurnik był postacią nietuzinkową, nie bał się mówić to, co myślał i działać po swojemu. Sztuka była dla niego najważniejsza, ale nie był bynajmniej artystą żyjącym z głową w chmurach i nieznającym codziennego życia. Był bacznym obserwatorem ulic, zaglądał do bram i rynsztoków, knajp i podwórek, portretując życie ich bywalców. Uwieczniał też w swych pracach ważne wydarzenia, takie jak tematyka Sierpnia ’80 czy proroczą wizję stanu wojennego, namalowaną w cyklu obrazów „Warszawa”.
Bardzo dużo jest tej wielkiej niechęci, którą ludzie mają do mnie z różnych powodów: a to że nie podpisywałem żadnych listów i list, że łamałem protesty, bojkoty i tak dalej, a to że miałem opozycję w bardzo głębokim poważaniu. Natomiast młodsi ‒ już następcy, bo przecież są już nowe pokolenia, przeżyłem kilka pokoleń ‒ mają pretensję, że ich nie akceptuję, że się z nich śmieję. Nigdy nie czułem się członkiem grupy, zawsze byłem obok.
Jednak w rozmowach znajdziemy nie tylko pytania o twórczość, choć to oczywiście jest najważniejsze, ale także o życie prywatne, o dzieciństwo, czasy szkolne, o związki, przyjaźnie, o relacje z córką czy, na koniec, walkę z chorobą, którą Dwurnik w końcu przegrał (zmarł w 2018 roku). Jak sam mówi na początku, dziennikarze pytają go przede wszystkim o „kolegów, kobiety i samochody”, więc Małgorzata Czyńska próbuje, z powodzeniem zresztą, wejść głębiej, zajrzeć pod powierzchnię. Nie jest to łatwe, bo sam Dwurnik lubi się zgrywać, przybierać maski snobującego się malarza. Trzeba umieć poznać się na tym żarcie, zamiast się obruszać, bo Edward Dwurnik taki już był ‒ niepoprawny.
Zbiór zawiera osiem wywiadów, z których każdy ma wyodrębniony główny temat, wokół którego meandruje rozmowa (nieustanna twórczość, dom rodzinny, czas akademii sztuki, wyjazd do Paryża czy kobiety jego życia to tylko niektóre z nich). Muszę powiedzieć, że to dobrze, że autorka nie trzyma się sztywno ram i tam, gdzie dodaje to smaczku, pozwala Dwurnikowi zbłądzić tematycznie, bo też manowce, na które schodzą jego myśli, są bardzo ciekawe, a sam wywiad zyskuje na płynności. Malarz nie sili się również na akademicki ton i zadęcie, a kto zna jego postać, wie, że byłoby to kompletnie nie w jego stylu. Żywy, prosty język i częste anegdotki sprawiają, że rozmowę czyta się wyśmienicie, i nie trzeba być do tego wielkim znawcą sztuki. „Dwurnik. Robotnik sztuki” to świetny tytuł dla tych, którzy kojarzą twórczość malarza i chcą bliżej przyjrzeć się jego życiu.
Karolina Sosnowska
Autor: Małgorzata Czyńska
Tytuł: Dwurnik. Robotnik sztuk
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2023-10-18
Wydanie: I
Kategoria: biografia
ISBN: 9788367790925
Liczba stron: 288