Pierwsza edycja Targów Gier zachwyciła mnie na tyle, że nie mogłam się doczekać, aż zjawię się na kolejnej. Dosłownie odliczałam dni, a dzieciaki planowały, w co zagramy w wypożyczalni. I nie wiem, czy miałam za duże oczekiwania, czy zawinił fakt, że pojechaliśmy w niedzielę, w trzeci dzień BookGame, i wszyscy byli już zmęczeni, ale dla mnie pierwsza edycja była tą lepszą.
Jednak po kolei. Zgłosiłam się do pań odpowiedzialnych za wejściówki i okazało się, że mojej nie ma. Gdzieś się zagubiło zgłoszenie, czy ktoś czegoś nie dopilnował, nieistotne. Jednak panie szalenie pomocne, nie odesłały do kasy, kazały się dopisać do listy i normalnie mogłam korzystać z Targów. Organizacyjnie więc już od wejścia świetnie. Szybko i sprawnie. Do tych plusów można też zaliczyć stronę gastronomiczną, było miejsce, żeby coś zjeść, jedzenia było sporo i różnorodne. I nawet kolejki nie były straszne, bo obsługa się uwijała.
Jak zwykle wielki plus dla wypożyczalni. Pomysł z kołem losującym, jaką grę pożyczyć po prostu świetny. Oczywiście załoga Gralicji, która zawsze była gotowa pomóc, ciężko zapracowała na pozytywną opinię. To najlepsza część BookGame. Możliwość zagrania w kilka gier i zobaczenia, co nam pasuje, a co nie, zdecydowanie pomaga w wyborze, czego nie kupić. Serio, czasem ratuje kilka stówek z kieszeni. No dobra, nie ratuje, przesuwa je na inną kupkę, bo część zagranych koniecznie musi się znaleźć w domowej kolekcji. I choć trzeba było sprawdzać ceny, bo nie wszystkie były okazyjne, to jednak można było wrócić do domu z perełkami. A nawet nie trzeba było nic nosić, bo na Targach była dostępna strefa pakowania i możliwość wysyłki za 5 złotych.
Na wielu stoiskach była możliwość wzięcia udziału w różnych aktywnościach: eksperymenty, malowanie figurek, sesje RPG, turnieje. Niestety liczba miejsc była mocno ograniczona i na bardzo wiele po prostu nie było możliwości się dostać. Wynika to z większej ilości osób, niż na pierwszej edycji, co zdecydowanie cieszy, bo oznacza, że coraz więcej osób się interesuje grami.
Skąd więc moje rozczarowanie? Po pierwsze z tego, że mało było wystawców stricte z grami, różnego typu, a sporo pobocznych, bardzo luźno związanych. I co prawda stoisko z klockami zachwyciło mojego syna, to jednak ja wolałabym mniej miejsca na nich, więcej na tematyczne.
Na wielu stoiskach były już pustki, podejrzewam, że wystawcy nie spodziewali się takiej frekwencji i po prostu mieli za mało towaru. Dodatkowo widać było, że już są zmęczeni. W pierwszej edycji na każdym stoisku ktoś podchodził, zagadywał, pokazywał. Było radośnie, zabawnie, bardziej do ludzi. Teraz mi tego zabrakło. Czułam się trochę, jak na wystawie, gdzie mogę oglądać, ale już pomocy i wyjaśnień nie mogłam znikąd oczekiwać. Siadła atmosfera, gdzieś się zagubiła i stąd moje niezbyt pozytywne odczucia, mimo wielu pozytywów.
BookGame ogłasza już kolejną edycję za rok. Jestem ciekawa, jak będzie, bo prosili o opinie i jestem pewna, że wyciągną wnioski.
Tekst i zdjęcia – Katarzyna Boroń