Nigdy nie pomyślałabym, że całkowicie przypadkowy wybór lektury może okazać się tak trafny, idealnie wpasowujący się w moje potrzeby. Być może to nie ja wybrałam książkę Anny Szczypczyńskiej, lecz to książka wybrała mnie. Kto wie, w świecie literatury wszystko jest możliwe. Tak czy siak, spotkanie z „Dziewczyną mojego męża” okazało się naprawdę udane praktycznie pod każdym względem. Dlaczego?
Na pewno jednym z powodów jest fakt, że autorka ma talent do pisania o rzeczach trudnych i skomplikowanych w sposób lekki, ale niebanalny. O relacjach międzyludzkich, a zwłaszcza o relacjach okołomałżeńskich wcale nie tak łatwo jest opowiadać tak, żeby nie znużyć czytelnika, nie przytłoczyć go lub, co gorsza, wprawić w zażenowanie. A jednak Annie Szczypczyńskiej absolutnie się to udało. Pisarka snuje opowieść o Lucynie i Tomku, dwojgu ludzi zmęczonych wieloletnim związkiem, z taką gracją, że wielu mogłoby się od niej uczyć. Jest tu i wiele emocji, i realizm, i nutka pikanterii, i duża porcja humoru. Niekiedy ten humor odnaleźć można w celowo ciut przerysowanych sytuacjach, a czasem pod płaszczykiem ironii. Jak dla mnie super, choć wiem, że nie każdy to lubi i nie każdy zrozumie, ale mowa tu przecież o moich odczuciach.
Ogromnym atutem jest pomysł na fabułę, który co prawda może się wydawać trochę oklepany, a jednak autorce udało się w pełni wykorzystać potencjał w nim drzemiący. Namacalnym tego dowodem jest dużo ciekawych zwrotów akcji – oczywiście takich w granicach zdrowego rozsądku, ale mimo to wprawiających czytelnika w niemałe zaskoczenie. W książce nie brakuje interesujących rozwiązań fabularnych, odbiorca napotyka je na różnych etapach opowieści we wszystkich, nawet tych pobocznych wątkach. A jeżeli już o wątkach mowa, to muszę wspomnieć, że żaden nie został pozostawiony sam sobie i wszystkie bardzo zgrabnie autorka poprowadziła do końca. Powieść jest spójna, ciąg zdarzeń dynamiczny i logiczny, a zakończenie… według mnie bardzo udane, bo nie przewidziałam tego, co się stanie.
Jednak najważniejszy powód, dla którego uważam „Dziewczynę mojego męża” za świetną lekturę, zostawiłam na koniec. Tematyka – w tym tkwi cały szkopuł. To nie jest zwykły romans do poczytania przy kawce czy herbatce, choć może sprawiać takie wrażenie. To historia o tym, jak związek dwojga ludzi może ewoluować przez lata wspólnego życia. Jak początkowa fascynacja drugą osobą łatwo może przerodzić się w coś zgoła innego – w przyzwyczajenie, rutynę, poczucie obowiązku. To również historia o potrzebie bliskości, namiętności, a także gruntownej zmiany, która dotyka osoby w różnym wieku i do której każdy ma prawo. Nawet kobieta po czterdziestce, z wieloletniego związku, z bagażem doświadczeń i różnych trosk życiowych. To również opowieść o tym, że zakochanie a miłość to dwa odległe bieguny, a jednak często zdarza nam się je pomylić. Anna Szczypczyńska poruszyła w książce różne istotne kwestie, a chyba najbardziej urzekło mnie to, w jaki sposób ukazała burzliwy przebieg relacji między Lucyną a nową partnerką Tomka. Miałam wrażenie, że autorka mnie podgląda i chichocze na widok moich reakcji. To było ciekawe doświadczenie.
Polecam tę powieść, ale nie każdemu. Kobietom dojrzałym, mężatkom z dłuższym stażem, osobom, które mają partnerów dłużej niż rok czy dwa. Tym, które szukają lekkiej historii z drugim dnem. Tym, które uważają, że mają specyficzne poczucie humoru. Ja spełniam wszystkie kryteria i chyba właśnie dlatego spotkanie z tą książką uważam za udane. Jeśli spełniasz chociaż jeden z powyższych warunków, istnieją duże szanse, że i Tobie się spodoba.
Monika Halman
Autor: Anna Szczypczyńska
Tytuł: Dziewczyna mojego męża
Wydawnictwo: Luna
Wydanie: I
Data wydania: 2022-06-15
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
ISBN: 9788367157674
Liczba stron: 288