Jest rok 1209. W hiszpańskim miasteczku Béziers dorasta kilkunastoletnia Bruna, zwana Panną Słowik Beztroskie życie rozpieszczonej jedynaczki, która właśnie zakochała się w młodym trubadurze, Hugonie, zmienia się dosłownie z dnia na dzień. Twierdza Béziers staje się pierwszym celem ataku krucjaty rozpętanej w wyniku intrygi legata papieskiego Arnaldo Almarica. Wyprawa podjęta przez chrześcijańskim rycerzy ma być rzekomo skierowana przeciwko heretykom, których wspiera ojciec Bruny. W rzeczywistości wymierzona jest w znacznie groźniejszego wroga: tajemniczy Zakon Syjonu, przechowujący dokumenty mogące zachwiać chrześcijaństwem i zmienić losy świata. Nie oznacza to wcale, że zmienić na gorsze. Co więc zawiera ładunek siódmego muła i jaki jest jego związek z rodziną Bruny? Dlaczego wiele osób czyha na życie dziewczyny? Co sprawi, że główny prześladowca Panny Słowik, Gullermo, stanie się jej najżarliwszym obrońcą?
Sensacyjna intryga, na której opiera się powieść Jorge Molista, jest wprawdzie istotna dla rozwoju akcji, ale hiszpański autor rozgrywa ją inaczej niż to ma miejsce w modnym dziś nurcie “powieści o poszukiwaniu księgi”. “Zamaskowana królowa”, zainspirowana średniowieczną “Pieśnią o Krucjacie” Gillermo de Tuleda, osadzona została wyłącznie w realiach początku XIII wieku, a większość jej bohaterów żyła naprawdę. Przy czym chodzi nie tylko o władców czy dostojników kościelnych, ale również takie postaci jak Hugo z Montalpany czy Pani Wilczyca z Cabaret. “Zamaskowana królowa” jest więc przede wszystkim powieścią historyczną z elementami powieści sensacyjnej, fantastyki i gotyckiej.
Owe domieszki można traktować jako ukłon w stronę miłośników literatury spod znaku “Kodu Leonarda da Vinci”, trzeba jednak podkreślić, że swoim dziełem Molist przypomina o tym, iż wzorzec takiej powieści wypracowany został o wiele wcześniej. Punktem odniesienia dla hiszpańskiego jest raczej literatura dawniejszych wieków – począwszy od dzieł z opisywanej przez niego epoki, a skończywszy na XIX wiecznych realizacjach spod znaku “płaszcza i szpady”.
Przy czym łączy on świetnie poprowadzoną, pełną zwrotów akcję z refleksją głębszej natury. Rzekomy rodowód Bruny można uznać za pretekst do opowieści o sporach religijnych, których istotą był wypracowanie oblicza chrześcijaństwa i dogmatów wiary. Molista z nie ukrywaną sympatią mówi nie tylko o odszczepieńcach dążących do nowej egzegezy Pisma Świętego, takich jak katarzy, ale również o reformatorach czerpiących przykład z myśli heretyckiej, sprzeciwiających się szerzeniu religii przemocą oraz postulujących pokorę, ubóstwo i “wyjście do ludu”. Orędownikiem tej postawy jest przede wszystkim Dominik z Guzman, założyciel zakonu dominikanów. Który w późniejszych czasach odegrał niechlubną rolę jako trzon Świętej Inkwizycji, co kłóciło się z naukami głoszonymi przez ojca-założyciela, tak pięknie przypomnianego i zrehabilitowanego w tej książce. To właśnie Dominik staje się przewodnikiem jednego z głównych bohaterów, Gullerma, który ze zwolennika krucjaty zamienia się w jej przeciwnika, nie tylko pod wpływem miłości do Bruny. Chodzi więc o przeciwstawienie pacyfistycznie nastawionych sekt zbrodniczym “sługom bożym”, zgodnie zresztą z historycznymi realiami, sumienne pokazanie, na czym w rzeczywistości polegał ich spór i jakimi pobudkami kierował się Kościół. Molista wraca zatem na szlaki właściwe prawdzie historycznej, a nie spiskowej teorii dziejów – i to jest jedna z zalet jego powieści.
Drugą, według mnie, jest wspaniały wątek miłosny, który ma przebieg nie mniej sensacyjny od intrygi quasi-kryminalnej. Rywalizacja pomiędzy rycerzami-kochankami platonicznymi o uczucia niezdecydowanej damy to wprawdzie nie oryginalny wątek romansowy, ale Molista rozwija go jednak bardzo pomysłowo – doprowadzając do tego, że rywale ze śmiertelnych wrogów stają się przyjaciółmi, co dodatkowo zwiększa rozterki ich wybranki. Ewolucja relacji pomiędzy Hugonem i Gullermem a także dylemat Bruny nadają całości charakter bardziej komiczny niż tragiczny – do czasu, kiedy los okrutnie go rozwiązuje. Dodać jeszcze trzeba, że rozgrywka odbywa się według reguł Fin’Amor, miłosnego kodeksu zasad obowiązującego damę i rycerza. Kodeksu, którego trudno przestrzegać, gdy do głosu dochodzi gorące uczucie. Przybliżenie zasad gry jest dla autora okazją, by ukazać cały koloryt epoki, w tym przypadku stawiając na akcenty jasne i wesołe. Przy czym w finale powieści okazuje się, że owa gra nie jest ozdobnikiem. Kierując się odruchem serca, bohaterowie wypadają z niej, łamiąc przy tym reguły znacznie mniej niepoważne, a zarazem powieściowy schemat. To miłość okazuje się skarbem, którego szukają.
Warto jeszcze wspomnieć o wspaniałym rysunku tła akcji – inkrustowaniu tła akcji utworami z epoki, opisach architektury i wnętrz czy strategii bitewnych, strojów itd. A także ładnie poprowadzonej stylizacji językowej, ważnej dla oddania ducha czasu, ale w żadnym razie niesprawiającej, że powieść wydaje się anachroniczna.