Już na początku muzycy ostrzegali, że będzie to ich najbardziej popowa płyta, bez charakterystycznych dla nich elementów rocka. Band wyraźnie chce płynąć na wznoszącej fali show-biznesu, z którymi wiąże się i sława, i pieniądze. Wyzbyli się tego, co wszyscy tak podziwiali na “Songs About Jane” – miksu delikatnego rocka oraz młodzieńczej fantazji. Już przy okazji premiery “Hands All Over” pojawiły się spekulacje, że Adam Levine i spółka postanowili odmienić swoją muzykę, przez co straciła trochę na artystycznym wdzięku. Potwierdziło się to również i na “Overexposed”, bo piosenki te to już tylko i wyłącznie lekkie, płynące na letnim wietrze kawałki. Muzycy nie wysili się za bardzo przy tworzeniu ich, postawili na prostotę, charakterystyczny wokal Levine’a i mocne,popowe brzmienie.
Nie umniejsza to faktu, że każdy kawałek na tym wydawnictwie nada się idealnie na letnie imprezy, popołudniowe lenistwo czy chwilkę odpłynięcia. Znajdą się świetne pod względem wokalnym “One More Night” oraz trochę bardziej humorystyczne “Lucky Striker”, ale także usłyszymy następcę wspomnianego przeze mnie hitu “Moves Like Jagger”. Mowa tu o “Payphone” z wzrastającym w chwale Wizem Khalifą. Ich wspólny występ zaowocował dobrym singlem, choć na dłuższą skalę mocno męczącym, zresztą jak prawie każdy inny utwór. Powtórzyła się historia z poprzedniego krążka – po początkowym zachwycie nad nowym wydawnictwem przychodzi rozczarowanie – piosenki, które za pierwszym razem wydawały się chwytliwe, skoczne i zabawne, później stały się wymuszone, męczące, czasem nawet nużące. Taki zabieg pozwala zespołowi sprzedać więcej krążków, ale niekoniecznie zaskarbić sobie sympatii słuchacza.
Warto zwrócić uwagę na okładkę ich nowego dokonania – kolorowa, trochę jakby z Picassa, ale od razu przywołująca wrażenie występu dla mas, a nie dla wrażliwego na tandetę słuchacza. Niestety, ale trzeba to przyznać – zespół nie wykorzystał w pełni swojego potencjału. Mam nadzieję, że to tylko mały wypadek przy pracy, lub jak kto woli, niewielka przygoda z muzyką popularną, a przy następnym krążku powrócą do starego, sprawdzonego brzmienia. Jednak oddajmy, że i wokalista mocno się poprawił, dojrzał, a jego wokal jeszcze lepiej wchodzi w dźwięki i wypełnia każdy fragment utworu. Słychać to choćby na jedynej balladzie na płycie (zresztą na jednej z nielicznych w całej ich dyskografii) – “Sad” to sympatyczna,bodajże jedyna zaskakująca piosenka na płycie. Tutaj zdecydowanie duży plus!
Nie spodziewałem się niczego ponadto, co dostałem. Od początku wiedziałem, że będą kontynuować drogę, którą obrali na “Hands All Over”. Tamta płyta okazała się małym niewypałem, z tej też fajerwerki nie odpalą. Pozostaje mieć nadzieję, że technicy poprawią usterki i następnym razem otrzymamy oszałamiający pokaz możliwości muzyków. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że drzemie w nich niespożyta siła, którą parę lat temu objawili w debiutanckim krążku “Songs About Jane”. Oby powróciła tamta fantazja, świeżość i zaangażowanie, a jestem pewien, że wszystko powróci na właściwe tory, otrzymując warte zauważenia dzieło…