Zło nie zawsze ukrywa swoje istnienie, czasem jest na widoku i można je dostrzec bez trudu. Wystarczy uważniej spojrzeć, nie dać się zwieść pozorom normalności, jakkolwiek byłaby ona zdefiniowana. Zło ma twarz ludzką, ani lepszą, ani gorszą, po prostu jedną z wielu jakie widzimy codziennie. Dużo nie potrzeba by odkryć jego istnienie, intuicja, chwila poświęcona na uważniejszą obserwację, wsłuchanie się w to co się do nas mówi, tylko tyle może pomóc odkryć co kryje się za jakąś sytuacją, w jakiej wydaje się wszystko oczywiste. Przecież gdy dochodzi do tragedii musi być winny i ofiara, ale czy zawsze to co wydaje się oczywiste jest takim? W końcu są odpowiednie służby, urzędy, ludzie, to ich zadaniem, powinnością, pracą i obowiązkiem jest zapobieganie złu, a kiedy zaistnieje jak najszybsze zakończenie jego istnienia. Co jednak w sytuacji gdy nikt nie zauważy sygnałów ostrzegawczych lub zostaną one zlekceważone? Zło doskonale umie się przecież kamuflować, kłamstwo i oszustwo towarzyszy mu ciągle, jak odkryć to co faktycznie miało lub ma miejsce?
Casey Watson widziała wiele w swoim życiu, jako pedagog szkolny przez lata codziennie stykała się z dziećmi i młodzieżą, które zwykło określać się ogólnie “trudnymi”. Wśród jej wychowanków byli dręczenie i ci, którzy zadawali ból, również i te osoby, jakie wybierają izolację od otoczenia. Niełatwo jest pomóc każdemu, kto tego potrzebuje, jeszcze większym osiągnięciem pozostaje odniesienie sukcesu – w tym wypadku zawrócenie z drogi, na jakiej czeka przypięcie na stałe łatki wyrzutka. Udawało się jej wyciągnąć pomocną dłoń i nie zostać odtrąconą nawet w najtrudniejszych momentach. Jednak prawdziwym wyzwaniem było stworzenie rodziny zastępczej dla dzieci z największymi problemami wychowawczymi. Szkolenie, zawodowa praktyka i wiedza miały przygotować Casey, ale również jej męża i dwoje dorosłych dzieci, na to z kim przyjdzie im się zmierzyć. Czy wszystko to pozwoliło nie dać się zaskoczyć przez jedenastoletniego Justina? Chłopiec ma jak najgorszą opinię, a na swoim “koncie” ponad dwadzieścia rodzin zastępczych i domów dziecka, więc ten kto spodziewa się anioła ze złamanym skrzydłem byłby co najmniej naiwny. Bardzo szybko okazuje się, że przewidywana przyszłość, będzie się mocno różnić od tego co faktycznie nastąpi. Nieufność, ataki szału, groźby, a na tym nie koniec, to dopiero początek, z jakim nie poradzili sobie do tej pory opiekunowie Justina. Jednak rodzina Watsonów nie zadowala się opiniami innych, ani nie daje się “odstraszyć” pierwszymi niepowodzeniami. Krok do przodu, trzy, nawet cztery do tyłu, postęp, a zaraz potem regres, ale najważniejszy jest Justin, to on się liczy i to na nim zależy Casey i jej bliskim. Powoli wchodzą w świat gdzie twarze dobra i zła są całkowicie przemieszane, jest czerń i szarość, a pomiędzy tym mały chłopiec, któremu przypisuje się wszystko co najgorsze. Kto jest katem, kto ofiarą? Jak udowodnić, że zło miało miejsce, gdy przeszłość mówi sama za siebie? Zbieg okoliczności, zaniedbanie, brak czujności daje w rezultacie całkowicie fałszywy obraz. Wytrwałość, cierpliwość, wsparcie dają w końcu rezultaty, a miłość naprawdę potrafi leczyć, chociaż nie jest w stanie zabliźnić ran zadanych przez zło. Pomiędzy teorią a praktyką, literą prawa i rzeczywistym jej wykonaniem istnieje szeroki margines błędu, tę właśnie stronę poznał Justin.
Czytając książkę Casey Watson trudno jest powstrzymać emocje i wciąż nasuwające się na myśl pytanie – jak to możliwe, ze doszło do takiej sytuacji? Kilkuletnie dziecko wrzucone w w tryby machiny, której podstawowym zadaniem jest udzielenie pomocy, ale zamiast życzliwości i dobra otrzymuje coś całkowicie odwrotnego. Przecież to niemożliwe, że mogło dojść do takich wydarzeń, ale zaraz przypominają się wiadomości z prasy, telewizji, radia o przypadkach takich jak Justina i to wcale nie mających miejsca daleko, lecz bardzo blisko, wręcz po sąsiedzku. Jak dostrzec prawdziwy obraz, a nie mniej lub bardziej zręczne oszustwo? Przecież są odpowiedni ludzi,a ich obowiązkiem jest właśnie czuwanie nad tym by takie wydarzenia nie mogły zaistnieć. Nie można określić co najbardziej jest wstrząsające jest w tej historii, ponieważ wszystko co spotkało to dziecko jest przerażające. Błąd, niedopatrzenie, zlekceważenie i dziecko, którego nikt nie słucha, nie rozumie. Justin miał szczęście, spotkał na swojej dramatycznej drodze kogoś kto dostrzegł w nim ofiarę, a nie winnego. Watsonowie nie są aniołami, są kimś więcej – wyciągają pomocne dłonie do tych, których uznano za trudne i stracone dla normalnego świata. Dom to nie budynek, rodzinę nie zawsze wyznaczają więzy krwi, a ofiara nie powinna musieć głośno krzyczeć o swoim bólu, by ktoś zauważył jej ból. “Chłopiec, którego nikt nie kochał” to opowieść o faktycznych wydarzeniach, jej bohaterowie doświadczyli wszystkiego, a raczej o wiele więcej, niż można przeczytać. Justin stoi na progu swojego życia, nosi bagaż, którego ciężar jest niewyobrażalny, nie jest już sam, wie, że są ludzi, do jakich może zwrócić się gdy będzie potrzebował pomocy. Przed tym chłopcem jeszcze całe życie, jakie ono będzie? Niestety naznaczone tragiczną przeszłością, lecz z widokami na przyszłość, jakiej nikt się nie spodziewał. Nic nie przychodzi samo, ani zło, ani dobro, po prostu trzeba mieć oczy szeroko otwarte i nie odwracać głowy od tego co niewygodne.
Katarzyna Pessel, takijestwiat.blogspot.com