Jednak pierwotne wyobrażenie zombie było inne. Haitańskie ludy wierzyły, że ich kapłani
mogą uśmiercić człowieka, a w kilka dni po jego pogrzebie znowu przywrócić go do pozornego życia. W rzeczywistości nie jest to jednak żywy człowiek, a jego ciało zamieszkane przez jednego z duchów śmierci Guédé. Taki bezwolny żywy trup (nazywany na Haiti także cadavre – zwłoki) jest używany do różnych prac w polu i gospodarstwie. Jeżeli zombie zje sól lub słoną potrawę, wówczas uświadamia sobie, że w rzeczywistości nie żyje i wraca na cmentarz, gdzie zakopuje się we własnym grobie.
(za Wikipedią)
Jednak Raymond Benson pisząc Dying Light postawił na obraz nieumarłego głębiej zakorzeniony w naszej wyobraźni. Wszystko zaczyna się w Harran, w przeddzień zawodów olimpijskich dla młodzieży z całego świata. Doktor Khalim Abbas ma do czynienia z młodym pacjentem, który choruje na nierozpoznaną chorobę. Boli go brzuch, ma silne wymioty, jest też nadpobudliwy, by nie rzec – agresywny. I bardzo się czegoś boi. Co się dzieje z chłopcem? Niestety lekarzowi nie jest dane dokładnie go zbadać, bo malec wpada w szał i ucieka gdzieś w labirynt uliczek Harranu. Wkrótce dziwnie zachowujących się ludzi pojawia się więcej, a prezydent nie chce usłuchać roztropnych rad doktora…
– Z całym szacunkiem, sir, a co będzie, jeśli się okaże, że mamy do czynienia z chorobą bądź jakimś wirusem? Przecież zakażeniu może ulec wielu ludzi. (…)
– Cóż, doktorze Abbas, rzekłbym, że to pańskie zadanie, prawda? (…) Nie przejmę się ani trzęsieniem ziemi, ani powodzią, ani wojną. Igrzyska się odbędą. Pozostało zbyt mało czasu, by teraz cokolwiek zmieniać. To wszystko dla dobra Harranu.
I tak śmiercionośny wirus, przez nikogo niepowstrzymany, cicho rozplenia się po mieście. Wkrótce wybuchnie panika, ale póki co większość ludzi nie ma o niczym pojęcia.
Główna oś historii opowiadana jest przez młodą Mel Wyatt, Amerykankę, która przyjechała do kraju razem z rodzicami i autystycznym bratem. Mel trenuje parkour i jako jedyna ze swojej szkoły ma zaszczyt reprezentować kraj w Harranie. Jest podekscytowana sytuacją. Jednak ta wymyka się spod kontroli na otwarciu Igrzysk – w zbiorowisko ludzi wpada grupa dziwnie zachowujących się kobiet, mężczyzn i dzieci, którzy atakują kibiców i… zjadają ich żywcem. Dziewczynie udaje się uciec wraz z grupą ocalonych i schronić się w hotelu, ale jej rodzice giną, a brata nigdzie nie widać. Mel jest przerażona. Jak długo wytrzymają w hotelu? Kiedy zabraknie im zapasów picia i jedzenia? I jak dużo czasu trzeba, by zombiaki dostały się do środka?
Książka Dying Light oparta jest na grze komputerowej pod tym samym tytułem. W grę nie grałam, ale widać, że powieść oparta jest na jej kanwie, bowiem opisy tego, jak Mel przedziera się przez zarażone miasto rozwalając od czasu do czasu jakiegoś nieumarłego są bardzo plastyczne z jednej strony, a z drugiej prawie pozbawione zaplecza, to jest jakichś przemyśleń, dłuższych opisów etc. Opisy pojawiają się o tyle, żeby móc sobie wyobrazić spustoszone miasto, po którym porusza się Mel. Zastanawiam się, czy mogę to uznać za zarzut przy literaturze tego typu, ale jednak trochę zabrakło mi czegoś, jakiegoś umiejscowienia dziewczyny w świecie. Chętnie bym poczytała choć trochę o tym jaka ona była, co się u niej działo zanim przyjechała do Harranu. Benson skupił się tu wyłącznie na wydarzeniach, które nastąpiły dla rodziny Mel odkąd przyjechali na Igrzyska.
Zombiaki nie są takimi typowymi nieumarłymi znanymi z popkultury:
Z początku ludzie sądzili, że Zarażeni są czymś na kształt filmowych zombie, nieumarłych, którzy wrócili do życia, by jeść żywych. Teoria ta została obalona, gdyż Zarażonego można było zabić, a gdy został zabity, już nie wstawał. Innymi słowy, ci nieszczęśnicy za rogiem nadal byli żywymi, ale bardzo chorymi ludźmi. Najwyraźniej mieli wysoką odporność na ból, o ile w ogóle go odczuwali.
Nie spodziewałam się wysokiej literatury, ale miałam nadzieję się trochę nastraszyć. Czy Bensonowi się to udało? Tak sobie. Były pewne plastyczne momenty, które przyprawiały o lekkie mdłości, ale spodziewałam się większego dreszczyku grozy podczas lektury.
Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z zombiakami w literaturze? Było całkiem w porządku, ale to najlepsze co mogę powiedzieć o tej książce. Żałuję, że nie dostałam prawdziwie krrrwistego kawałka, a jedynie lekko nieświeży płat mięcha.