Gdyby nie obecne polskie
wydanie Golema, w zasadzie nawet nie
miałabym pojęcia ani o tym autorze, ani o tej książce. Tym większe jest moje
zdziwienie, że na studiach polonistycznych przy omawianiu modernizmu, nikt
szczególnego nacisku na to nazwisko nie kładł. No chyba, że byłam mało uważna,
choć wątpię.
Gustav Meyrink, gdy przeczyta
się jego rys biograficzny, jawi się, jako człowiek wszechstronny: okultysta,
mistyk, buddysta, wielki znawca kabały i miłośnik wszelkiego rodzaju fenomenów
parapsychicznych. Jak na tamte czasy, kiedy o sferze ponadzmysłowej wiedziano
tak mało, że budziła wręcz zabobonny strach, można Meyrinka uznać za kogoś, kto
wyprzedzał swoją epokę.
Przez swoje środowisko
postrzegany jako dandys i bezlitosny kpiarz, zwłaszcza z kołtunów i filistrów,
zyskał sobie miano Szatana Pragi i wielu wrogów. Wikipedia podaje, że w roku
1933 doszło do publicznego spalenia jego dzieł na placu berlińskiej
opery.
Wydany w 1915 roku Golem zapewnił mu
sławę i pozwolił się znaleźć w grupie czołowych twórców fantastyki grozy
tamtych czasów.
Czym jest Golem, z grubsza wie
chyba każdy, kto czyta trochę fantastyki. Kojarzy się z grubym, bezkształtnym
tworem, który nie ma własnej woli i ślepo wykonuje polecenia swojego
twórcy.
Według legend pierwotnie Golem
powstał po to, by chronić Żydów przed atakami ze strony ludzi innych
narodowości. Niemy i bezmyślny, istniał więc tylko po to, by pracować i
chronić.
Od razu powiem, że Golem, mimo niewielkiej objętości, nie
jest książką łatwą w odbiorze. Twór, który wyszedł spod pióra kogoś tak
wybitnego dla swojej epoki, nie może być przecież prosty i od razu zrozumiały.
Rzeczywistość miesza się tu ze snem, przeszłość z teraźniejszością, a każdy z
bohaterów może się okazać kimś innym.
Akcja toczy się w Pradze
przełomu wieków XIX i XX. Getto żydowskie, dzielnica zwana Kogucim Zaułkiem,
już na pierwszy rzut oka nieciekawa i nieprzyjazna. Wydaje się, że wszyscy tu
wiedzą o sąsiadach wszystko, każdy sekret jest tajemnicą poliszynela, a
namiętności i żądze aż kipią.
Główny bohater to skromny
wycinacz kamei, człowiek cichy i jakby zagubiony. Znajomi i sąsiedzi otaczają
go troską i uważają na to co przy nim mówią, ze względu na dawne przeżycia. Sam
Athanasius ze zdziwieniem stwierdza, że nie pamięta większości swojego życia,
dlaczego, nie wie. Obserwowani przez niego mieszkańcy dzielnicy: złowrogi
handlarz Wassertrum, dobra i niewinna Miriam, rozpustna, rudowłosa Rosina,
ogarnięci namiętnością do dziewczyny bracia Lojza i Jaromir, a nawet ogarnięty
żądzą zemsty Charousek, stopniowo pozwalają bohaterowi odkryć własną przeszłość,
a może popychają go głębiej w szpony szaleństwa? Momentami trudno to
rozgraniczyć.
Nad wszystkim ciąży legenda o
Golemie, który raz na kilkadzieścia lat przechodzi przez ulice getta i chroni
się w jakimś ukrytym pokoju. Oprócz tego mamy oddaną do naprawy księgę Ibbur, w
której to bohater ma naprawić uszkodzony inicjał. Księga, pozornie zwykła,
zaczyna oddziaływać na bohatera i każe mu wyruszyć w długą i zawiłą podróż,
której celem ma być odzyskanie wspomnień z przeszłości.
Przy lekturze Golema nasunęły mi się dwa skojarzenia.
Niespodziewane aresztowanie bohatera, bez konkretnych dowodów na dokonanie
rzekomego morderstwa, przypominały mi powieść Proces F. Kafki. Potem dopiero
doszukałam się powiązań, zgodnie z którymi G. Meyrinka uznaje się za prekursora
powieści egzystencjalnej i twórczości Franza Kafki.
Drugie skojarzenie, tu już
bezpośrednio związane z zakończeniem, przypomniało mi dramat pt. Życie jest snem autorstwa hiszpańskiego
dramaturga Pedro Calderona dela Barci. Główny bohater Golema, podobnie jak bohater dramatu dela Barci, budzi się i
zasypia na przemian, już w końcu nie wiedząc, co jest snem, a co jawą.
Podobnemu złudzeniu ulega czytelnik, tym większe więc jest zaskoczenie,
wywołane finałem tej historii.
Polecam Golema miłośnikom modernizmu i licznych szaleństw, w których ta
epoka się lubowała. Historia bazuje na zacieraniu granic, na mieszaniu stylów i
choć dziś już może nie przeraża tak jak zapewne robiła to kiedyś, to myślę, że
jest warta poznania. Tyle ostatnio mówimy o top zestawieniach i listach książek
wartych przeczytania. Wszystko to jest oczywiście dobre, ale warto sięgnąć
czasem po coś z innej epoki i zobaczyć, jak pierwsi twórcy grozy postrzegali
rzeczywistość.
Edyta Krzysztoń