Krasiczyn powstał na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy wzrastała potęga nie tylko rodu Krasickich, ale i Lubomirskich, z racji na sąsiedztwo, rody te rywalizowały ze sobą, każdy z nich próbował zakasować drugiego potęgą, bogactwem, wystawnością rezydencji i chociaż oba te rody straciły na potędze, a od Krasiczyna są piękniejsze zamki, bardziej znane, to jednak ten oryginalny zameczek, ma w sobie coś takiego, że jego architektura po prostu hipnotyzuje. Książka jest zaś genialnym połączeniem zdjęć współczesnego Krasiczyna, starych litografii, rycin z tekstem, który pokazuje nam krok po kroku historię zamku, rodziny oraz zwraca uwagę na architektoniczne detale, na które ciężko byłoby zwrócić uwagę oglądając na żywo. To cudowna wizualna podróż po czterech porach roku, stuleciach podczas których Zamek zmieniał właścicieli, aby w XIX wieku stać się rodową siedzibą Sapiehów, którzy zadbali o bibliotekę i dzieła sztuki. Niestety dziś przeróżne cuda zgromadzone przez Sapiehów spoczywają w krakowskich muzeach. Jak to się stało? Ano podczas II wojny światowej, ostatni pan Krasiczyna, wywiózł dobra do swego stryja, księcia kardynała Sapiehy do Krakowa, dzięki temu oszczędzono im dewastacji, która stała się udziałem zamku. Do Krasiczyna jednak nie wróciły.
I to w sumie tyle do opisywania, album nie jest studium historycznym Krasiczyna, autor skupia się na detalach, na pokazywaniu piękna widzianego gołym okiem, bez sięgania po słowa. Nie sposób poznać tego albumowego Krasiczyna na żywo… Autor ma talent do wyłuskiwania pięknych chwil i gra cieni, promieni słońca, wiatru jest fantastycznie oddana na zdjęciach. Musiałabym latami nie wychodzić z Zamku, by uchwycić te chwile.
Jeśli macie krewnego za granicą i szukacie prezentu, który przypomni mu Ojczyznę, to ten album jest fantastycznym pomysłem. Zresztą spodoba się każdemu, kto lubi zamki, historię i piękne zdjęcia!!