Niewiele jest gatunków filmów, których nie oglądam. Wśród
nich znajdują się przede wszystkim prymitywne pastisze a\’la \”Straszny film?\”.
Szczególnie te, które bardzo by \”Strasznym filmem\” być chciały, ale nie mają na
to, ani pieniędzy, ani kontaktów wśród popularnych aktorów \”drugiej kategorii?\”
(tak nazywam np. Tarę Reid, która jest rozpoznawalna, ale zdecydowanie niezbyt
utalentowana). Zdarza się jednak, że się złamię. Tak było w przypadku \”Wyprowadzonej\”.
Bryan Millers (Lee Tergesen), były agent CIA, wiedzie smutne
życie desperata. Żona (Lauren Stamile) zostawiła go dla czarnoskórego gwiazdora
porno – Kasiastego (Reno Wilson) -, córka (Laura-Leigh) go nie znosi, a on sam
pracuje jako ochroniarz w supermarkecie. Jakby tego było mało, to wciąż walczy
z problemami z erekcją oraz nachalną, własną podejrzliwością, która nieustannie
rujnuje mu i tak kiepskie życie. Wkrótce okazuje się jednak, że szósty zmysł
Millersa go nie zawodzi. Na horyzoncie zdarzeń pojawia się potencjalne
zagrożenie dla jego rodziny. Czy raz jeszcze uda się mu ją ocalić?
Na początek kilka słów wyjaśnienia. Nie poszukiwałam filmu,
nad którym mogłabym się pastwić i osądzać go od czci i wiary. Sądziłam, że \”Uprowadzona\”
to doskonały materiał na lekką, prześmiewczą komedię, dzięki swojej charakterystyczności
– znane już dialogi, czy sama postać grana przez Liama Neesona. Miałam
nadzieję, że otrzymam coś idealnego do resetu mózgu po całym tygodniu zbyt
dużej ilości pracy. No, ale…
Trudno w \”Wyprowadzonej\” odnaleźć \”Uprowadzoną\”. Bohaterowie
może i noszą podobne imiona oraz cechuje ich ten sam kolor skóry czy włosów,
zdarza im się (jakby przypadkiem) powiedzieć coś podobnego do linii dialogowej
filmu z Neesonem, ale przez większą część trwania produkcji, to po prostu zbiór
totalnych absurdów. Oczywiście z dużą dawką podtekstów seksualnych.
Córka Millersa ubiera się jak gwiazdka porno i za wszelką
cenę stara się uwieść szkolnego kolegę, który nie wydaje się przekonany. Nowy
partner eksżony Millersa karierę w seksualnym biznesie ma już za sobą, ale
nieprzerwanie nią żyje i wciąż opowiada o niezwykłości swojego przyrodzenia.
Nawet matka Millersa chętnie przehandlowałaby swoje ciało. Tylko były agent CIA
jakoś nie może, bo krew już nie dopływa do pewnych miejsc tak żwawo, jakby
sobie tego życzył. Ale spokojnie, wszystko da się rozwiązać. Nadejdzie moment,
w którym wykorzysta swoją męskość jako dwumetrowy miecz. I to wcale nie jest
metafora.
Aktorstwo \”Wyprowadzonej\” znajduje się na żenująco niskim
poziomie. Nie jest to ten dziwaczny poziom \”Strasznego filmu\”, który każe
wierzyć, że to komedia i celowe zabiegi, lecz autentyczne poczucie beznadziei.
Większość gagów zwyczajnie obsadzie nie wychodzi. Ich gesty, mimika i dialogi
wzbudzają raczej litość niż śmiech. Być może dlatego, zwłaszcza w połączeniu z
kiepskim scenariuszem, jakże odległym od pierwowzoru, który ten miał wyśmiewać,
\”Wyprowadzona\” wypada niepomiernie nudno.
Najciekawszymi elementami produkcji okazują się plakaty
byłego gwiazdora porno, czyli wariacje na temat \”Wilka z Wall Street\”, czy \”8
Mili\” oraz kilkunastosekundowy występ Akona. Zdarzyła się też garstka momentów,
gdy widz doznaje wrażenia, że już jakiś tekst gdzieś słyszał i jak przez mgłę
przychodzą doń takie tytuły, jak np. \”John Wick\”.
\”Wyprowadzona\” to typ niskobudżetowej produkcji, która
zaspokoi jedynie potrzeby najmniej wymagających odbiorców. Przez większą część
czasu nudna, zupełnie pozbawiona sensu (również komediowego) i w bardzo
odległych relacjach z tytułem, który miała parodiować. Jeżeli macie chętkę na
podobne kino, to chyba lepiej wrócić do kultowych już tytułów. Na ten
zdecydowanie szkoda czasu.
Alicja Górska