Maria
Skłodowska-Curie bezsprzecznie zalicza się do ścisłej czołówki
najwybitniejszych naukowców w dziejach. Jej droga na szczyt była
wyjątkowo wyboista i mozolna, wymagająca nieprzeciętnego hartu
ducha, determinacji, uporu, no i błyskotliwego umysłu. Sukces tej
niepozornej, skromnej kobiety i cudzoziemki w mizoginicznych i
ksenofobicznych realiach Europy przełomu XIX i XX wieku, w
hermetycznym, zdominowanym przez mężczyzn świecie nauki, jest tym
bardziej spektakularny: jako pierwsza kobieta w historii została
profesorem Sorbony, była pierwszą przedstawicielką płci pięknej
i jedynym dotychczas naukowcem, który zdobył Nagrodę Nobla z dwóch
różnych dziedzin naukowych. Maria jest również jedyną noblistką,
której córka także otrzymała to wyróżnienie oraz jedyną
kobietą, którą w uznaniu zasług pochowano w paryskim Panteonie.
Osiągnięcia
i dokonania Marii Skłodowskiej-Curie są tym bardziej imponujące,
że zawdzięczać je może tylko i wyłącznie sobie, własnej
ciężkiej pracy i genialnemu umysłowi.
Czy
jednak aby na pewno? Czy to, kim się stała, było zasługą tylko
jej charakteru, zdolności i tytanicznej pracy? Przecież nawet
najwybitniejsze umysły nie żyją w oderwaniu od świata, a
pozostają w relacjach z innymi ludźmi, którzy ich wspierają,
dopingują, mobilizują, dzielą z nimi radości i smutki, stanowią
oparcie, są pociechą, trwają przy nich mimo wszystko. Dla Marii
taką ostoją była jej starsza siostra, Bronisława. Więź, jaka je
łączyła, była niezwykle silna, głęboka, intymna, manifestowała
się w życiu sióstr na wiele różnych sposobów. Co więcej –
jedna drugiej stwarzała możliwości uczynienia z nauki swojego
zawodu, wywierały wzajemny wpływ na swój rozwój – intelektualny i
zawodowy; choć losy sióstr potoczyły się zgoła inaczej, Bronia
również ukończyła Sorbonę, robiła karierę w podobnych
warunkach, tyle że nie otrzymała Nagrody Nobla i nikt nie zajął
się retrospektywnie jej biografią. Owszem, w biografiach Marii
zwraca uwagę, jak wielką rolę odgrywała w jej życiu Bronia, choć
być może nie jest to aspekt, nad którym jakoś szczególnie się
pochylano. Niedopatrzenie to postanowiła naprawić francuska
dziennikarka, historyczka i eseistka, absolwentka paryskiej Sorbony –
Natacha Henry. W swojej książce opowiada o życiu obu sióstr,
kładąc nacisk na to, jak wyglądały ich wzajemne relacje, jak
dzieliły ze sobą wszystko: zawodowe ambicje, trudne życiowe
doświadczenia, chwile doniosłe, radosne i dramatyczne. Ta książka
to coś więcej niż publikacja ukazująca losy wielkiej uczonej
przez pryzmat jej stosunków z siostrą – to książka, której
zarówno Maria jak i Bronisława są równoprawnymi bohaterkami.
Natacha
Henry snuje opowieść o losach sióstr Skłodowskich, początkowo
koncentrując się na domu rodzinnym i wychowaniu w duchu
pozytywistycznym oraz zgodnie z humanistycznymi zasadami wyznawanymi
przez rodziców, a następnie profesorów Uniwersytetu Latającego,
które były tak bliskie obu kobietom przez całe życie.
Inteligentne, utalentowane, marzące o dalszej edukacji i zdobywaniu
wiedzy dziewczęta zawarły między sobą umowę: starsza Bronia
wyjedzie studiować medycynę na Sorbonie, podczas gdy Maria będzie
pracować w kraju na jej utrzymanie. Po zakończeniu studiów to
Bronia miałaby wspierać finansowo uczącą się siostrę. Taki
właśnie był początek niezwykłej historii, która przyniosła
jednej z sióstr tytuł doktora medycyny i sławę współzałożycielki
najsłynniejszego i najnowocześniejszego sanatorium na ziemiach
polskich, drugiej zaś ? profesurę na Sorbonie oraz dwie Nagrody
Nobla. Ich wspólnym, trwałym dziełem będzie powołanie do
istnienia Instytutu Radowego w Warszawie.
Nie
będę to streszczać biografii obu sióstr, bo po pierwsze mija się
to z celem, po drugie fakty te są ogólnodostępne i pewnie
większości czytelników dobrze znane. Dość powiedzieć, że
autorka intrygująco, ciekawie, przykładając dużą wagę do
chronologii i z dbałością o szczegóły, snuje opowieść o życiu
tych niezwykłych kobiet. Dwa wątki to biegną równolegle, to
przeplatają się ze sobą, to znów oddalają od siebie, ale nigdy
nie tracą ze sobą kontaktu – i to właśnie zwraca uwagę w
książce Natachy Henry, nieoczekiwanie porusza ? i wzrusza.
Nieunikniona refleksja, jaka pojawia się w trakcie lektury, stawia
pytanie o to, czy losy wielkiej uczonej potoczyłyby się tak samo,
gdyby w jej życiu zabrakło obecności i nieustannego wsparcia –
duchowego i materialnego ? starszej siostry. Czy to możliwe, że
Maria zostałaby guwernantką, gdyby po nieszczęśliwej historii
miłosnej z Kazimierzem Żorawskim to właśnie Bronia nie wyciągnęła
jej z depresji, nie przypomniała o dawnych planach, marzeniach i
ambicjach, nie zmobilizowała do walki, do dążenia do celu? Czy
gdyby nie to, Maria nigdy nie wyjechałaby do Paryża, nie podjęła
studiów na Sorbonie, nie poznała Piotra Curie, nie odkryłaby
radioaktywności i nie otrzymała dwukrotnie Nagrody Nobla?
Przyznaję, to dość karkołomna i kontrowersyjna myśl, ale nie aż
tak niedorzeczna, jak mogłoby wydawać. Rola Broni w życiu Marii
jest nie do przecenienia; to ona pomagała jej dojść do siebie po
przedwczesnej i tragicznej śmierci Piotra, stała za nią murem w
czasie głośnego skandalu z Paulem Langevinem, choć nie było to
dla niej łatwe, gdyż w tym czasie ona też była zdradzaną żoną.
Z kolei gdyby nie pomoc Marii, Bronia pewnie nie zrobiłaby kariery
jako jedna z pierwszych kobiet lekarzy i nie otworzyła, wraz z
mężem, Kazimierzem Dłuskim, najlepszego na ziemiach polskich
sanatorium. To wsparcie Marii pomogło Broni podnieść się po
samobójczej śmierci córki Heleny, a później również męża. A
gdyby nie zaangażowanie Broni, czy powstałby w ogóle i mógł
podjąć działalność Instytut Radowy?
Bardzo
prawdopodobne jest, że siostry Skłodowskie osiągnęłyby swoje
cele i bez wzajemnego wsparcia, w końcu ani talentu, ani
determinacji żadnej z nich nie brakowało, jednak to, jak wiele
sobie nawzajem zawdzięczały, pozostaje faktem nie do przecenienia.
Wierzyły w te same ideały, miały wspólne cele, nieustannie
wspierały się w drodze do ich realizacji, mogły liczyć na siebie
w każdej sytuacji. Współpraca na gruncie zawodowym, uczuciowa i
emocjonalna bliskość, pełne zrozumienie i realne wsparcie –
dziwnie, ale i wspaniale jest móc odkryć taki rys w biografii
naszej wielkiej, posągowej uczonej. Niesamowite jest to, że Natacha
Henry skupia się tylko i wyłącznie na faktach – choć sympatia
autorki dla noblistki jest czytelna – nie doszukuje się czegoś,
czego nie ma i nie koloryzuje – i właśnie najbardziej wzrusza to,
że ślady głębokiej i mocnej więzi łączącej obie siostry są
tak wyraźne, niezależnie czy mówimy o fragmentach korespondencji
(Marii i Broni, ale także ich rodziny i przyjaciół), wspomnieniach
czy biografiach. W każdym ze źródeł składających się na bogatą
bibliografię zgromadzoną przez Henry zwraca uwagę to, jak wiele
siostry łączyło.
Można
się zastanawiać, jak potoczyłyby się losy Marii i Broni, gdyby
każda z nich musiała zmagać się z życiem bez wsparcia tej
drugiej, faktem jednak pozostaje to, na co zwraca uwagę francuska
pisarka: jak ogromny wpływ wywarły nawzajem na swoje życie oraz
jak wiele razem osiągnęły – czego namacalnym dowodem jest
chociażby dzisiejsze warszawskie Centrum Onkologii.
Powstało
wiele publikacji na temat życia naszej sławnej uczonej –
biografii, zbiorów korespondencji czy wspomnień najbliższych.
Swego czasu polecałam książkę \”Maria Skłodowska-Curie i jej
córki\” autorstwa Shelley Emling, która pozwalała spojrzeć na
sylwetkę i dokonania noblistki przez pryzmat jej relacji z córkami.
Teraz chciałabym gorąco zachęcić Was do lektury książki
ukazującej wyjątkową więź łączącą Marię ze starszą
siostrą, do zapoznania się z publikacją, która, analizując każdy
aspekt ich wspólnej historii, daje możliwość ujrzenia tej
wybitnej kobiety – naukowca w zupełnie innym, niż przywykliśmy,
świetle, jak również bliższego poznania jej równie niezwykłej
siostry. Warto sięgnąć po książkę Natachy Henry, pozwolić
przemówić dwóm niesamowitym kobietom, które przebojem i głównymi
drzwiami weszły w wiek XX.
Karolina Małkiewicz