Byłam bardzo ciekawa tej książki ze względu
na to, że żywo interesowałam się losami konkursu na powieść
fantastyczną organizowanego przez wydawnictwo Czwarta Strona.
Wydawnictwo odstąpiło od przyznania wyróżnień i skupiło całą
uwagę na zdobywczyni pierwszego miejsca – co wskazuje, że powieść
zasługuje na uznanie.
Zachwyciła mnie objętość. Wydawnictwa
bardzo rzadko decydują się na wypuszczanie siedmiusetstronicowych
cegieł debiutantów, a Czwarta Strona nie miała oporów. Podtytuł \”Przebudzenie\” wskazuje na to, że książek o Andum?nii ma być
więcej, zatem równie dobrze i pierwszą część można by
podzielić na tomy. Ale wydawca tego nie zrobił – plus dla niego!
O okładce tylko wspomnę. Mnie się nie podoba – skrzydła pani generał są pretensjonalne i kiczowate, ten
pseudowybuch w tle też mnie nie kupił, ale to najzupełniej
subiektywne odczucie. Większość osób, którym tę książkę
pokazywałam, uznała okładkę za przyjemną dla oka. Sporo z nich
zwracało uwagę na mundur bohaterki, który wygląda jak mundur, a
nie jak skąpy kawałek tkaniny, który zwykł imitować bojowy strój
postaci żeńskich w niektórych książkach fantasy.
Przejdźmy jednak do meritum, czyli do treści.
Akcja utworu zaczyna się od bitwy o tytułową krainę, podczas
której poważnej kontuzji ulega genialna choć krnąbrna generał
May Verteri. Generał zostaje zahibernowana i przesypia następne sto
dwadzieścia lat ? zostaje obudzona dopiero, gdy ojczyzna znów
jest w niebezpieczeństwie. Przyzwyczajając się do nowego życia,
wplątuje się w sieć dworskich intryg, których nie będę
zdradzać, żeby nie psuć Wam zabawy. Będzie dużo romansów,
polityki, przemyślanych rozgrywek i słownych przepychanek. Ale
zwłaszcza polityki – to najmocniejsza strona tej historii.
Pisząc tę recenzję, zdałam sobie sprawę,
że… tak właściwie nie mam o czym pisać. Nie chcę zdradzać
fabuły i spojlerować wydarzeń, a bez tego okazuje się, że nie
mam wiele do powiedzenia. Bo tak naprawdę \”Andum?nia.
Przebudzenie\” była nudna. To książka sprawnie napisana, z dobrze
rozpisanymi intrygami, faktycznie świetną kompozycją, językiem
plasującym ją wśród tej lepszej fantastyki – tak, opinia jury
nie kłamie! – ale poza tym jest nieprawdopodobnie sucha i nijaka.
Postaciom brakuje ognia i czegoś, co sprawiłoby, że bym je
polubiła albo znienawidziła. Ich losy śledziłam z idealną
obojętnością, a May od czasu do czasu wzbudzała lekką irytację
swoją bezmyślnością – i nic więcej. Może tylko Albin wyróżnia
się na plus, jest niejednoznaczny, widać targające nim dylematy
moralne, ale to za mało nad ponad siedemset stron tekstu. Brakuje mi
też rozbudowanego świata. Czytelnik dostaje jego skrawki, Lettan,
rezydencję generałów (w której rozgrywa się większa część
powieści), ale tak naprawdę nie wiadomo, jak ten świat
funkcjonuje, jakie czasy w historii naszej rzeczywistości
przypomina, jakie są różnice kulturowe między Andum?nią i
Zineanem, co znaczą imiona i nazwiska bohaterów albo chociaż jak
bardzo Andum?nia się zmieniła przez ponad sto lat snu generał
Verteri! Autorka, mając do dyspozycji niesamowitą objętość
tekstu, nie zrobiła nic, żeby ten świat przedstawić i sprzedać
czytelnikom. Potrzebuję krainy, którą mogłabym sobie wyobrazić,
która mogłaby zamieszkać w mojej głowie, a nie kilku
wojskowo-politycznych ogólników. Może należało tę fabułę
rozpisać jednak na kilka tomów?
\”Andum?nia. Przebudzenie\” nie jest książką
złą. Nie mam ochoty rzucić nią o ścianę z rozpaczy nad
językiem, głupotą bohaterów czy nieprawdopodobną fabułą. To,
co dolega tej powieści, to coś o wiele poważniejszego – nuda.
Odstawię ją na półkę i odłożę. Ale nie wszystko stracone –
jeżeli lubicie dworskie intrygi i dużo polityki, zwłaszcza w
czasach wojny, istnieje możliwość, że wybaczycie powieści
Glibowskiej wszystkie niedociągnięcia. Spróbować można, a czy
warto – to już oceńcie sami.
Joanna Krystyna Radosz