Książka \”Palus Sarmatica\” – co się tłumaczy \”bagno sarmackie\” – przyjęła formę encyklopedii sarmacczyzny, choć sztywnych definicji przedstawionych tu haseł nie uświadczymy. Są to raczej osobliwe eseje, refleksje wsparte niemałą i wszechstronną wiedzą, niekiedy nabierające cech polemiki autora z sobą samym, czy głosem, który zdaje się być zawsze w opozycji do opinii piszącego. Niejednokrotnie autor okrasza swoje wywody fragmentami tworów ówczesnych ludzi pióra – Jana Kochanowskiego, Jana Chryzostoma Paska i innych, niekoniecznie powszechnie znanych.
Krzysztof Koehler, autor niniejszego dzieła, przybliża nam obyczaje, niepisane prawa gościnności dworków, święta katolickie i kalendarz sarmacki według tych świąt określany. Poza czysto obyczajowymi, codziennymi sprawami, pochyla się również nad zagadnieniami politycznymi – sejmikami, ich rolą, znaczeniem, odmiennością od dzisiejszego sposobu reprezentowania obywateli. Tu widać westchnienie autora, który choć przyznaje, że nadużycia i wówczas się zdarzały, to sama zasada przyświecająca sejmikom bardziej przystaje do służby narodowi.
W tekstach gdzieś między humorem, pobłażliwością a wykładaniem faktów i anegdot, pobrzmiewa nuta bardziej nostalgiczna, tęsknota jakaś. Święta i nabożeństwa katolickie, kapliczki przydrożne – w tych tematach autor daje wyraz własnym odczuciom. Czyni to czasem z wyrzutem kierowanym ku współczesnym i tu chyba najbardziej odczuwa się jego osobiste zaangażowanie. Autor nie jest bezkrytyczny wobec sarmackiej rzeczywistości, jednak niektóre jej elementy chciałby niezawodnie przenieść na współczesny grunt.
Książka ubrana jest w szaty przystające do treści – papier pożółkły, drobne zdobienia, duże inicjały oddzielające części z hasłami rozpoczynającymi się kolejnymi literami, ukryta pod obwolutą miękka postarzana okładka. Może i bardziej pasowałaby okładka oprawna w skórę, szczęściem jednak wydawnictwo okazało miłosierdzie braciom mniejszym i pozostało przy szarej tekturze. Fizycznie książka robi dodatnie wrażenie – jest poręczna i estetyczna, a zdobienia na tyle subtelne, że nie przeszkadzają w lekturze. Szczególnie przydatne i trafione wydają się hasła nawigacji umieszczone na marginesach, bardzo pomocne podczas przeglądania.
Książka pisana jest niekiedy z krotochwilną swadą, czasem z melancholią, a zawsze wsparta wiedzą historyczną, antropologiczną, archeologiczną, religioznawczą czy literaturoznawczą. Jest to również w niektórych punktach książka osobista, z czego nie czynię bynajmniej wyrzutu. Nie po drodze mi czasem z opiniami i postawą autora, jednak czytanie to również słuchanie drugiego człowieka, nie zawsze nam potakującego – wszak słuchanie jedynie własnych opinii staje się w końcu nudne. Ponadto muszę przyznać, że udzieliła mi się ta tęsknota Koehlera. Poczytam sobie \”Potop\” albo co?