Anne uczyła się być dobrą matką. Widziała inne, lepsze i czuła, że nie daje sobie rady. Ona miała problemy z laktacją, dziecko było marudne, potrzebowało więcej uwagi, niż inne… i jeszcze ta depresja poporodowa… A przecież to nie miało być tak. Inne kobiety dają radę z trójką dzieci, etatem, spełnianiem swoich pasji, sprzątaniem. Przy tym same wyglądają, jakby przed chwilą wyszły od kosmetyczki.
Kobieta czuje, że zawiodła. Przecież jej matce wszystko szło intuicyjnie. Podstawowym błędem, jaki robi, jest praca cały czas. Nie ma możliwości odpoczynku. Jedynymi osobami, z jakimi się spotyka to młode matki i psycholog. Nie ma przyjaciółki, zainteresowań, radości. Dlatego tak ważne było wyjście do sąsiada na urodziny. Niestety w ostatniej chwili opiekunka odwołała przyjście. Mąż jednak nalegał na wyjście. Mają elektroniczną nianię, będą zaglądać do niej co pół godziny. Co się może stać? Na przykład to, że Anne będzie bawić się gorzej niż źle, patrząc na sąsiadkę flirtującą z jej mężem.
Albo może ktoś porwać dziecko…
Oczywiście rozumiem oburzenie. Rodzice nie powinni pić oboje. I w żadnym wypadku nie można dziecka zostawiać samego. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z chęci wyrwania się ze świata pieluszek i mleka. Rodzic to też człowiek ma prawo do odrobiny rozrywki. Zarówno spokojna dzielnica, w której mieszkało małżeństwo, jak i urządzenie w ręku zagłuszały głos rozsądku w głowie.
Po wydarzeniu w domu Anne i Marco roi się od policji. Najpierw starają się wykluczyć celowe działania rodziców. Nie wyglądałaby dobrze sytuacja, w której cały kraj szuka niemowlaka, a on leży pod różami w ogródku. Szybko okazuje się, że w domu nie ma zwłok dziecka. Jednak małżeństwo ma wrażenie, że nadal policja zbyt mocno im się przypatruje.
Z całego kraju napływają wyrazy współczucia, obelgi, życzenia powodzenia oraz słowa potępienia. Czują się zaszczuci, pod ostrzałem mediów. Wspierają się, aby za chwilę obwiniać. Są w trudnej sytuacji. Jedyna wsparcie, zarówno psychologiczne, jak i finansowe, nadchodzi ze strony rodziców Anne. Co kryje się za uśmiechami i słowami współczucia? Czy policja ma powód, aby prześwietlać rodzinę? Kto chciał ich skrzywdzić?
Powiem, że czytało się bardzo dobrze. Tutaj ukłony śle w stronę tłumacza i korektora. Oraz oczywiście autorki. Napięcie było wręcz namacalne, miałam ogromny problem, aby oderwać się od książki. W rezultacie zarwałam noc.
Jeśli chodzi o akcje… tu już jest gorzej. Zacznijmy od tego, że rzekome \”tajemnice rodzinne\”, które miały wyjść w trakcie, nie były ani trochę wstrząsające, jak to sugeruje opis. Sama intryga natomiast… no to po prostu się nie mogło udać. Wszystko było szyte tak grubymi nićmi, że to aż niemożliwe. A motywy sprawców? Nijakie, błahe. Tutaj autorka niczym mnie zaskoczyła. Chciwość i miłość. Dwa bodźce stare jak świat.
Bardzo nie lubię, gdy autor(ka) zdradza, kto jest sprawcą i co nim kierowało. Wolę, gdy prawda uderza mnie w twarz. A tutaj bardzo szybko dowiaduję się, kto jest głównym winowajcą i dlaczego to zrobił. Potem oczywiście prawda okazuje się bardziej skomplikowana, ale samemu można było się domyślić, o co chodzi i kto kierował całą sprawą. Liczyłam, chociaż, że zakończenie wywróci mi świat do góry nogami. Każe mi ono spojrzeć na całą fabułę i bohaterów inaczej. Nic z tych rzeczy. Koniec nie wzbudził we mnie większych emocji.
Książka sama w sobie nie jest zła. Zarwana noc o tym świadczy najlepiej. Jednak nie na tyle, abym do niej wróciła. Wyczuwam potencjał. Autorka może napisać coś, co wgniecie w fotel, więc chętnie sięgnę po kolejne powieści. Tutaj właściwie cały czas czekałam na coś, co się nie wydarzyło.