Do Starego Kolegium w Oxfordzie przyjeżdża na studia Samantha Whipple. Jest ona ostatnią żyjącą krewną sióstr Bronte. Oczywiście pokrewieństwo jest bardzo odległe, ale i tak rodzina Samanthy, zwłaszcza ojciec(już nieżyjący), sprawuje opiekę nad spuścizną utalentowanych sióstr z wrzosowisk. Samantha ma trochę dosyć, bycia postrzeganą przez pryzmat sławnych krewniaczek, ale cóż poradzić. A jeszcze ojciec zostawia jej dziwny spadek, dziwny i tajemniczy. Dodatkowo Samantha trafia na bardzo pociągającego, ale mocno specyficznego promotora. Wokół Samanthy zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a wszystko to w klimatycznym otoczeniu Oxfordu i przy akompaniamencie opowieści o powieściach sióstr Bronte.
Książka jest nieco w stylu Kodu Leonarda Da Vinci dla kobiet, wielbicielek powieści Bronte, znajdziemy tam wiele ciekawostek na temat rodziny z plebanii na wrzosowiskach. Niestety nie mogę ocenić na ile są one prawdziwe, ale czyta się to wszystko nieźle. Jak dla mnie trochę to chaotyczne, trochę chwilami wymuszone, bo te cięte dialogi z promotorem, to takie na siłę. W życiu się tak bym nie odezwała do promotora. Co nie zmienia faktu, że chemia pomiędzy nimi bardzo się podoba i wszystkie ich wspólne sceny czytało mi się rewelacyjnie. Miałam ochotę na więcej.
Moim zdaniem ta powieść nie jest bardzo sztampowa, ciekawy pomysł, nawet niezłe wykonanie. Czyta się szybko, z zainteresowaniem. Może nie wgniata w fotel, ale jest naprawdę dobrze. Nie wiem, czy zapamiętam tę książkę na długo, ot powieść, ale naprawdę bardzo przyzwoita.
Na plus trzeba zaliczyć, że napisana niezłym językiem, wszystko bardzo poprawnie. Osobiście cieszę się, że ją przeczytałam, była mi świetnym odstresowywaczem w sobotę, a uwierzcie mi, bardzo, bardzo tego potrzebowałam.
Lekka, przyjemna, w sam raz na weekendowy odpoczynek. W sumie polecam. Nie nastawiać się na cuda, a będzie dobrze. Naprawdę.