Debiuty,
debiuty, ciężka sprawa. Przed
końcem świata,
pewnie w życiu nie trafiłoby do mnie, bo tytuł sugerujący
apokalipsę, bo okładka, jak z płyt z muzyką rockową sprzed 20-30
lat. Jednak, wszechświat sprzyjał. Okazuje się, że to kolejna,
ostatnio, powieść młodzieżowa, która może stanowić jakieś
panaceum na problemu dorosłości. Starałam się nie przyglądać
zbyt wnikliwie fotografii autora, jest za przystojny jak na
skrzydełko (hehe). No cóż może chociaż pisze denne książki.
Zaplanowałam sobie leniwy wieczór z tą książką. Świeczki,
herbata, ciepły koc. Dałam radę zapalić tylko świeczkę, nie
chciało mi się robić herbaty, tak wciągnęła mnie książka.
Zresztą wciągnęła mnie tak, że siedziałam prawie godzinę na
ławce w parku i czytałam – przestrzegam, jeszcze jest trochę za
zimno na takie wybryki.
Grupa
nastolatków tuż przed skończeniem szkoły. Różna sytuacja
rodzinna, a to rodzice po rozwodzie, a to rodzice w zgodzie biegnący
w wyścigu szczurów. Dzieciaki, bo to ciągle dzieciaki, u progu
dorosłości mają przekonanie, że świat do nich zależy, chociaż
chociażby Anita zmuszona jest do realizowania ambicji rodziców,
Eliza walczy z chorobą ojca i pustką po odejściu matki. Andy jest
chłopakiem, który żyje niepokornie, puszczony samopas, a Peter ma
zrobić sportową karierę z lalką Barbie u boku. Peter już na
samym początku przeżywa kryzys, nie wie czy jego życie ma sens,
czy to co robi, pcha go na dobre tory. Niestety okazuje się, że
młodzi najprawdopodobniej nie zakosztują dorosłości, bo do Ziemi
zbliża się asteroida. Początkowo stanowi tylko fenomenalne
zjawisko na niebie, gdyż według wyliczeń ma się minąć z Ziemią,
jednak kolejne wyliczenia pokazują, że jeżeli się minie to o
włos, a bardziej prawdopodobne jest, że uderzy w Matkę Ziemię.
Wizja końca świata za kilka tygodni, końca bardziej
prawdopodobnego niż wizje Nostradamusa sprawia, że rewiduje się
swoje priorytety.
Przed
końcem świata
jest debiutem, więc daleko mu do doskonałości. Bez wątpienia styl
autora wymaga dopracowania, jest nierówny, chwilami czyta się tę
książkę idealnie, sunie się po akcji jak po gładkim jedwabiu, a
momentami jakby się jechało po nieheblowanej desce (nie powiem
czym). Moim zdaniem niewątpliwy talent autora powinien być
doszlifowany, bo naprawdę jest dobrze, ale mogłoby być lepiej. To
jest jedyna krytyka, jaką skieruję w stronę tej powieści, bo
naprawdę dałam się wciągnąć akcji od samego początku.
Podoba
mi się to jak autor przedstawia sylwetki młodych ludzi, ich myśli,
marzenia, ich postawę w obliczu zbliżającej się apokalipsy.
Bardzo odpowiada mi ta atmosfera niepokoju, niepewności. Cieszę
się, że mam drugą książkę autora, proza młodzieżowa jest
takim odpoczynkiem, relaksem i przypomnieniem sobie takich podstaw,
fundamentów życiowych, o których można zapomnieć w gwarze
codzienności.
Katarzyna Mastalerczyk