Dobrze
pamiętam moment, gdy dowiedziałam się, że Ove Logmansbo to
Remigiusz Mróz. Wolna niedziela, przeglądałam Insagrama, myślałam
że to przyspieszony żart na 1ego kwietnia. Okazało się, że nie.
Nawet oglądnęłam materiał na stronie tvnu, obgadałam sprawę z
przyjaciółmi, poczytałam sporo różnych głosów na ten temat.
Zgadzam się, że zabieg ten nie powinien być porównywany do tego
co zrobił King, czy Rowling. Wywiad zaś to już jak dla mnie
przegięcie na granicy oszustwa, bo jednak Remigiusz Mróz kłamie,
próbując dodać autentyczności swoim powieściom, chce je
sprzedać, wyróżnić na rynku, moim zdaniem jest to moralnie, jeśli
nie naganne, to na pewno nie dobre. Lubię skandynawskie kryminały,
ponieważ ja już wiedziałam, że informacje o życiu na Wyspach
Owczych są wiarygodne jak obietnice wyborcze, zupełnie na to nie
patrzyłam, a jednak zaczęłam czytać, ku zdziwieniu przyjaciół,
wszyscy nastawiali się, że wyleję wiadro hejtu, a ja czytałam i
nie docierało do mnie, że to Remigiusz Mróz. Czy to dobrze?
Wyspy
Owcze, najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Ostatnia zbrodnia
miała miejsce kilkadziesiąt lat temu, a i ją popełnił
przyjezdny. Miejsce bezpieczne, ale i nudne, bo ileż można się
emocjonować tym, że auto potrąciło kozę, co jest chyba jedynym
wytłumaczeniem, że działa jakaś policja. Nuda proszę państwa i
o ile dla ludzi, którzy mają więcej niż naście lat, może to być
walorem, to jednak młodzież łaknie rozrywki, haj lajfu. I w tej
nudnej krainie przytrafia się zagadka. Nastolatka, grająca w
miejscowej drużynie szczypiornistek ginie bez śladu, takie
wydarzenie jest ewenementem w codziennej monotonii wyspy, więc
wszyscy stają na baczność i włączają się w poszukiwania,
ponieważ sprawa jest poważna i miejscowa policja nie ma
doświadczenia, toteż z Danii przybywają posiłki. Okazuje się, że
Farelowie mają swoje mroczne sekrety.
Tak
jak napisałam na początku, przez lwią część lektury, nie
dochodziła do mojej świadomości tożsamość autora, wprawdzie
zakończenie jest już bardzo w stylu Remigiusza Mroza, bo to częste
u autora, że sprawa kryminalna jest pretekstem do obyczajowej
opowieści, które tutaj są dyskusyjnej wartości, bo jednak przed
napisaniem tej powieści nie miał możliwości poznania Wysp
Owczych, ale nie można odmówić tego, że czyta się to dobrze.
Fabuła jest interesująca, a zakończenie trochę psuje to wszystko,
bo jest takie wpadkowe, ale można się zabawić w zgadywankę,
ciekawe czy poprawnie wytypujecie sprawcę.
Nie
mogę wieszać psów na autorze, bowiem czytało mi się naprawdę
nieźle. Ponieważ moja miłość do kryminałów wyrosła na
Christie, toteż jestem fanką intrygi zamkniętego
pokoju,
lubię ograniczoną ilość potencjalnych sprawców, chociaż akurat
tu jest mało tego co lubię u Christie, a wiec dedukcji, brak mi
zawsze tego, wyłożenia procesu śledczego, tak jak robił to
Poirot. Może zakończenie, nieco! mnie rozczarowało, ale
zasadniczo, pomimo gęstej atmosfery wokół ujawnienia tajemniczej
tożsamości autora, to czytało mi się to lekko i dobrze, nawet
podczytywałam marznąc na przystanku(krótki rękaw, jedwabna bluzka
pod płaszczem, na takie wichury to nie jest dobry pomysł), a
czytałam na ławce wystawionej na wiatr, bo tam padało światło
najlepsze z latarni, tak więc jeśli szukacie miażdżącej krytyki
? to nie u mnie. To poprawny, niezły kryminał.
Katarzyna Mastalerczyk