Większości
z nas dumna, starożytna cywilizacja Majów kojarzy się z
monumentalnymi piramidami schodkowymi, genialnymi odkryciami
matematycznymi i astronomicznymi, tajemniczymi hieroglifami czy
wyjątkowo skomplikowanym systemem rachuby czasu. Upadek tej
imponującej kultury spowodowany XVI-wieczną hiszpańską konkwistą
nie oznaczał jednak, że została ona całkowicie i bezpowrotnie
zmieciona z powierzchni ziemi. Spadkobiercy majańskiej tradycji
nadal żyją na terenach dzisiejszej Gwatemali, Meksyku, Hondurasu,
Belize i Salwadoru. Kim są współcześni Majowie? Czy pielęgnują
swoją kulturę czy wręcz przeciwnie, odcinają się od jej korzeni?
Co to znaczy być Majem we współczesnym świecie?
Szukając
odpowiedzi na te pytania, Weronika Mliczewska, młoda antropolożka,
zaopatrzyła się w bilet w jedną stronę i wyruszyła na wyprawę
do świata współczesnych Majów. Spędziła wśród nich kilka
miesięcy, starając się poznać i zrozumieć ich samych,
codzienność, świat wierzeń i duchowość, zgłębić sposób
postrzegania świata, pojmowania czasu, filozofię życiową.
Zadanie, jakie autorka sobie wyznaczyła, nie należało do
najłatwiejszych – w końcu chodziło o przekraczanie granic
kulturowych nie tylko w sensie fizycznym, ale głównie mentalnym i
duchowym, o zmianę sposobu myślenia, rozumienia świata i własnej
kultury, otwarcie się na to, co nowe, inne i nieznane. Odnalezienie
prawdziwych Majów wbrew pozorom nie było takie proste i przyniosło
więcej pytań niż odpowiedzi. Efektem wielomiesięcznej podróży
po ich świecie – w wymiarze fizycznym i duchowym – jest ten oto
reportaż.
Weronika
Mliczewska zwraca uwagę na to, że aby poznać i zrozumieć Majów
konieczne jest odrzucenie taniej egzotyki i romantycznych mitów,
przede wszystkim pokutującego w powszechnej świadomości
wyobrażenia szlachetnego dzikusa: czystego, nieskażonego wpływem
zachodniej cywilizacji, przepełnionego mądrością przodków i
żyjącego w zgodzie z naturą – co jest tworem z gruntu fałszywym,
będącym wyrazem naszej tęsknoty za pierwotnym pięknem i prostotą
życia, jakiej nigdy nie doświadczyliśmy. Autorka przekonała się,
że współcześni Majowie nie mają z tym stereotypem nic wspólnego,
ba! Oni wręcz wstydzą się własnych korzeni, nie przyznają do
nich, odżegnują od kulturowej spuścizny. Według statystyk w
Gwatemali jest ponoć około sześciu milionów Majów, jednak nikt
się tam do swojej tożsamości nie przyznaje. Lata prześladowań,
ludobójstwo, jakie miało tam miejsce podczas ostatniej wojny
domowej w latach 80-tych XX wieku, wewnętrzne podziały osłabiające
poczucie tożsamości kulturowej, zajmowanie najniższej z możliwych
pozycji społecznej – wszystko to odcisnęło swe piętno na
współczesnych Majach.
Autorce
nie było łatwo natrafić na ich ślad, zdobyć zaufanie, nakłonić
do rozmowy, a jednak, przemierzając odcięte od cywilizacji wioski
udało jej się przekonać do siebie i porozmawiać z szamanami wciąż
praktykującymi dawne rytuały, majańskimi kobietami, które
przeżyły koszmar czystek etnicznych, więźniarkami opowiadającymi
o zasadach działania gangów wpisujących się w ponurą, brutalną
rzeczywistość w Salwadorze. Mliczewska poznała codzienne życie
Majów, które nie ma nic wspólnego z dumną przeszłością, jest
za to przepełnione przemocą, nędzą i różnego rodzaju
patologiami: niewolnictwem dzieci, głodem, kazirodztwem,
alkoholizmem, wojnami gangów, wyzyskiem, wysoką śmiertelnością
głównie w młodym wieku, a także wszechobecnym ? i niestety
uzasadnionym – brakiem jakiejkolwiek nadziei na odmianę losu –
to ich chleb powszedni. W swoich próbach zrozumienia majańskiej
kultury i tradycji musiała odrzucić wszystko, czego dotąd się
nauczyła, a co okazało się zupełnie nieprzydatne i nieprzystające
do zastanych realiów. Aby dotrzeć do jej rdzenia – wielowiekowej
tradycji opierającej się na magicznych rytuałach, mieszającej
się z elementami kultury Zachodu – zmuszona była odrzucić
fałszywy, kolorowy i wizualnie atrakcyjny jej obraz, kreowany na
użytek turystów, by móc przeżyć coś może mniej widowiskowego,
ale za to bardziej autentycznego, a przy okazji mocno osobistego.
Zdobycie zaufania tubylców, by dopuścili ją do swojego świata,
wiele ją kosztowało, a polegało w dużej mierze na wypracowaniu w
sobie otwartości na kulturę zupełnie odmienną od tej, w jakiej
się wychowała, opierającej się na całkiem innym sposobie
myślenia i postrzegania świata. Mliczewska niejednokrotnie
przeżywała chwile zwątpienia, frustracji, rozgoryczenia, a nawet
załamania, a kiedy wreszcie udało jej się odrzucić próby
interpretacji otaczającej ją rzeczywistości bez odniesień do
kultury, w której wyrosła, zaczęła uzyskiwać odpowiedzi na
nurtujące ją pytania; odpowiedzi, które wstrząsnęły jej wizją
świata i zapoczątkowały w niej duchową przemianę.
Ogromnie
spodobało mi się podejście autorki reportażu: do siebie samej, do
kultury, którą zapragnęła poznać, do ludzi, których napotkała
na swojej drodze. Z wykształcenia antropolog kulturowy, potrafiła
zdobyć zaufanie swoich rozmówców, nie wartościować, nie oceniać,
nawet jeśli to, z czym się stykała, wywoływało w niej szok
kulturowy. Jej otwartość i pokora wobec nowych doświadczeń
pozwoliły jej nie skupiać się przesadnie na własnych doznaniach i
sobie, ale skoncentrować na sednie poszukiwań. Miarą rzetelności
tego reportażu niech będzie fakt, że powstawał on przez pięć
lat. Tyle czasu potrzebowała autorka nie tyle na jak najwłaściwszy
i najbardziej oddający rzeczywistość opis i zapis wydarzeń, ale
na przefiltrowanie ich przez siebie. Zbieranie informacji to jedno, a
przepuszczanie ich przez własną wrażliwość, próba ich
interpretacji wymagało najwięcej pracy i wysiłku. Moim zdaniem
próba okazała się ze wszech miar udana; Weronice Mliczewskiej
udało się z powodzeniem przekazać to, co dotknęło ją najgłębiej
podczas podróży do świata Majów, w głąb ich kultury. Jej słowa
o tym, że doświadczyła duchowości Majów, jakkolwiek górnolotnie
i patetycznie by to brzmiało, są wiarygodne, czytelnik czuje
prawdziwość tej deklaracji. Niezwykle cenne są ponadto
spostrzeżenia autorki dotyczące różnic w postrzeganiu świata,
koncepcji czasu i filozofii życiowej między ludźmi wychowanymi w
kulturze Zachodu a spadkobiercami tradycji Majów. Niebywale
atrakcyjnym uzupełnieniem lektury są fotografie Mliczewskiej –
niepokojące, intrygujące, nieoczywiste, dokumentujące jej podróż,
z których każde stanowi osobną historię. A zapewniam, że warto
zagłębić się w każdej z nich.
Karolina Małkiewicz