Zaczyna się spokojnie, trochę jak senna baśń ? jest jakieś ?królestwo?, jest pociąg, są ludzie tacy trochę nierealni, nierzeczywiści. I choć domyślamy się, o czym ta baśń opowiada, dajemy się uwieść poetycznemu spojrzeniu na brutalną rzeczywistość. To wiele ułatwia ? tak jak ułatwiało niegdyś młodej dziewczynie żyjącej w tej \”bajce\”.
Gdy opowieść dociera do właściwego początku, pojawia się wspomnienie dzieciństwa, wierzącej matki, zapracowanego ojca, kochanego rodzeństwa. Dzieci zaczynają dorastać, a w ich świat wkracza wojna – z bombardowaniami, ograniczeniami i dyskryminacją rasową. Ale jest też praca, nauka, składanie serwetek. I nie jest tak strasznie właściwie, aż do aresztowania – tu zaczyna się opis koszmaru, oswajanego choć niepojętego. Więzienie, bicie i droga do obozu, a później to wszystko o czym wiemy a wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć. W opowieści Zofii Posmysz przebijają jednak iskierki pozytywnych myśli, akcenty bardzo wyraźne, podkreślane – bo esesmance wyrwało się słowo współczucia, bo w zupie trafił się ziemniak, bo akurat nikogo nie rozstrzelano. Śmiesznie małe pocieszenie, a jednak w swoim czasie przyjmowane od losu z wdzięcznością i nadzieją. Zaskakuje w opowieści byłej więźniarki odżegnywanie się od nienawiści wobec oprawców i wspominanie pozytywnych relacji między współwięźniarkami tam, gdzie cytaty innych ocalałych mówią o absolutnej degeneracji człowieka w sytuacjach granicznych. Nie, autorka nie jest ślepa na zmianę standardów etycznych w obozie – sama do pewnego stopnia \”przystosowania\” umysłowego się przyznaje – ale widzi to inaczej, dostrzega w ludziach ludzi, jest mniej skłonna do osądu. Opisywane potworności nie znikają przez to z kart książki, ale są łatwiejsze do przyjęcia.
Z pewnością wpływ na postawę Zofii Posmysz miała jej szczególna sytuacja. W pewnym momencie rolę królika doświadczalnego dla zwyrodniałych lekarzy i trudy pracy w polu – na mrozie, wystawiona na razy esesmanek – zamieniła na relatywnie bezpieczną pracę pod dachem, a nawet doczekała się względów swojej \”przełożonej\”. Dzięki temu mogła ochłonąć, spojrzeć na trudną rzeczywistość bez obezwładniającego strachu, głodu i wyczerpania fizycznego. Relacja z ową \”przełożoną\”, Anneliese Franz to jedno z najciekawszych i najbardziej zagadkowych wątków opowieści, który doczekał się literackiej interpretacji w \”Pasażerce\”.
A później obozy zamknięto i nadeszła upragniona wolność. I to jest ciekawe, ten moment, gdy koszmar niespodziewanie mija i nie bardzo wiadomo co dalej. A dalej jest życie – szkoła, praca, rodzina, miłość. Poszukiwanie normalności, zapomnienia obozowego koszmaru – to opowieść o książkach dających możliwość wypowiedzenia bólu i o bólu tych, którzy nie poradzili sobie ze wspomnieniami. Zofia Posmysz w tym miejscu mówi jednym głosem z innymi ocalałymi – z obozu się nie wychodzi, tylko forma uwięzienia się zmienia.
Oczywiście nie jest to lekka opowieść, traktuje o rzeczywistości nieogarnionej wyobraźnią tych, którzy jej nie doświadczyli i nie pozostawia czytelnika obojętnym – umówmy się, to te najtrudniejsze momenty są istotą książki, to one uczyniły Zofię Posmysz pisarką. Łagodność opowiadającej i forma wywiadu jednak pozwalają na pewien dystans, odrywają od okrucieństw obozowych przypomnieniem odległości czasu, wmieszaniem teraźniejszości, opowieści o ocalałych. Książkę warto przeczytać nie tylko ze względu na wartość historyczną ale też na postawę, jaką bohaterka przyjęła wobec własnych przeżyć. To przede wszystkim spotkanie z ciekawym człowiekiem.