– Gdzie, tu? – Kot nie zrozumiał.
– No, na Przygranicze. Przecież nie jesteś miejscowy?
– Nie, nie jestem. Przed wieloma laty postanowiłem pojechać samochodem na skróty. No i dojechałem… – Kot westchnął, myśląc o czymś osobistym, i ponownie zajął się czyszczeniem automatu.
– A ja od autobusu odszedłem, aby się odlać. Wróciłem, a tu ani autobusu, ani drogi… – zaśmiał się cicho Maks. – Z początku myślałem, że zabłądziłem. Do tej pory nie mogę pojąć, jak dotarłem do Fortu.\”
Paweł Kornew jest rosyjskim pisarzem SF. Z zamiłowania, bo zawodowo zajmuje się ekonomią. Gdy przeczytałam tę informację o profesji, wyobraziłam sobie typowego, nudnego księgowego, w maleńkim biurze, przy nim tony papierów… a zmieniającego się wieczorem w stalkera i walczącego z mutantami. Kto wie? Może cykl \”Przygranicze\” jest tak naprawdę… no dobra, popłynęłam za daleko. Faktem jest, że to bardzo płodny autor, sam cykl, o którym piszę, składa się z 9 książek i paru opowiadań, a to dopiero początek jego dorobku pisarskiego. Jestem ciekawa, czy polscy wydawcy pokuszą się o wydanie wszystkich książek. Ja tymczasem opowiem, czy mam ochotę, choć na następny tom serii.
Czym jest Przygranicze? Ciężko stwierdzić, pewne wskazówki znajdują się pod koniec powieści, ale są to bardziej przypuszczenia. Z cytowanego fragmentu wynika, że część ludzi nie pochodziła stamtąd. Nagle przenieśli się ze znanego świata, do innego, nieznanego, wrogiego. W powieści znajdujemy wszystko, czego spodziewamy się po powieściach z metką \”postapokaliptyczna\” – mutanty, samotny wędrowiec, handel bronią, która tutaj jest towarem pierwszej potrzeby… ale tutaj Kornew włączył element magii oraz postacie znane z legend i baśni – jak wampiry, chociażby. Dla mnie było to coś ciekawego i intrygującego.
Niestety autor nie wykorzystał, moim zdaniem, całkowicie potencjału swojego pomysłu. Mógł stworzyć coś jedynego w swoim rodzaju, co będzie się wyróżniać na tle, powiedzmy sobie szczerze, dość podobnych powieści. Tak się nie stało. Zabrakło tutaj umiejętności plastycznego przedstawienia świata. Miałam ogromny problem z wyobrażeniem sobie przestrzeni, w której bohater się porusza, tak jakby autor uznał, że jest to nieistotna część powieści.
Bohaterowie. Tu tez nie jest dobrze. Postacie drugoplanowe i te mniej istotne nie zostały przedstawione właściwie wcale. Wszyscy mogliby mieć jedno imię, na przykład Zbyszek, i nie nic by to nie zmieniło. Zbyszki nie wyróżniali się niczym szczególnym. Zaskoczeniem był jednak dla mnie sam Sopel. On jest reprezentantem typu bohaterów, za którymi nie przepadam. Samotny wilk, który ma problem z alkoholem i agresją, ale nie ma problemów z ludźmi. Bo ich nie potrzebuje. Nie wiem, czemu niektórym wydaje się, że taki bohater jest fajny? Jednakowoż Sopel zyskał moją sympatię. W jakiś sposób zżyłam się z nim i byłam ciekawa, co zaraz zrobi.
Jednak najgorzej jest z akcją. Przez pół książki (oprócz pierwszego rozdziału, który był obiecujący) nie dzieje się NIC. Dosłownie nic. Sopel się smęci, ktoś mu przyleje, on przyleje komuś, tu wódkę piję, tu z kimś gada… no emocje jak na grzybach. Gdyby chociaż autor wykorzystał tę okazję na przybliżenie nam Przygranicza. Jak wychodzi z Fortu, to coś się rusza, walki, zabijanie mutantów, ratowanie towarzyszy broni, tu się zatrzymają, tu komuś przyleją… ale daleko jest od powiedzenia, że jest choćby dobrze. Wszystkimi przygodami rządził przypadek, nie wiedziałam, w którą stronę to zmierza, samo zakończenie jest jak wszystko w tej książce ? płaskie.
Mimo tego, co napisałam na górze, czytało mi się dość dobrze. Nie jest to emocjonująca, zaskakująca rozrywka wprawdzie, ale pozycja nie jest zła Jest średnia, trochę przyjemna, trochę płaska, trochę nudna, miejscami zabawna. Niby nie ma tragedii, ale zachwycać się też nie ma czym. Sięgnę po kolejne tomy wyłącznie po to, aby się przekonać, czy autor może z kolejnymi książkami pisze lepiej, czy niekoniecznie.