Lubię kreacje bohaterów w tej króciutkiej serii. Nie mamy tutaj do czynienia z niezwyciężonymi bohaterami, to ludzie, którzy uczą się życia na niegościnnym terenie metodą prób i błędów. Bać się należy nie tylko emisji i promieniowań, ale także innych ludzi. Rządzi tutaj prawo silniejszego albo tego z lepszą bronią, więc należy mieć się na baczności. Każda z osób była niepowtarzalna i ciekawa. Bardzo się z nimi zżyłam i mam cichą nadzieję, że jeszcze się z nimi spotkam. Wiem, wiem, cykl skończony, ale nadzieję można mieć zawsze.
\”Moja bujna wyobraźnia usłużnie podsunęła mi sielski obrazek. Siedzimy sobie w piątkę przy ognisku, gawędzimy wesoło, a tuż obok wielki, czarny pseudopies obgryza urwaną rękę trupa. Zęby dzwonią o bransoletkę zegarka, kości chrzęszczą, jęzor mlaska. Błogostan.\”
O ile pierwszy tom \”musiał się rozkręcić\”, tak drugi już nie. Po prostu spotykamy bohaterów w miejscu, w których ich zostawiliśmy. Większość postaci i miejsc znamy i nie trzeba nam ich prezentować, także ta część stanowczo zyskuje na tempie akcji. Autor także się rozkręcił, widać pewną większą śmiałość w pisaniu. Może to moje subiektywne odczucie, jednakże teraz czytało mi się lepiej niż poprzednio. Podoba mi się u autora sposób przedstawiania świata, budowania i zwalniania napięcia.
Pierwszą rzeczą, o której pomarudzę, będzie stosunek bohatera do kobiet. Co chwilę narzekał, że kobiety ciężko zrozumieć, raz nawet stwierdził, że łatwiej dogadać z mutantem niż z płcią przeciwną. Czy kobiety zachowywały się irracjonalnie? Czy narażały swoją głupotą życie grupy? Czy wymagały specjalnych względów? Czy fochały się o byle co? Nie. Oczywiście obie były dość niedoświadczone, tak samo, jak Sołdat niedawno. Nie robiły jakichś idiotycznych błędów, walczyły na równi z mężczyznami. Raz wprawdzie, zamiast trzymać tyły, rozmawiały, ale parę dni później bohater zrobił dokładnie to samo. Wiecie, gdyby to zdarzyło się raz, czy dwa, ale czasem co parę stron pojawiało się takie stwierdzenie. Aaa no i przecież baby, jak to baby poszły na zakupy… broni i nabojów. Ach, te głupie baby.
No i to zakończenie. Wszystkie wydarzenia w książce, postacie i miejsca łączyły się logicznie ze sobą. Nie było nieścisłości i niedopowiedzeń. Ostatnie strony w książce były dość… dziwne, jakby nagle autor sobie przypomniał, że ma jakiś limit i musi kończyć. Dla mnie zakończenie jest absolutnie do poprawki. Nagle się zadziało parę rzeczy, całkowicie z tyłka, w których kompletnie się pogubiłam.
Podsumowując, napiszę, że debiut Haladyna ogromnie mi się podobał. Pisze on lekko, czasem zabawnie. Umiejętnie posługuje się napięciem, tworzy interesujące postacie. Jestem pewna, że kolejne powieści będą tylko lepsze i chętnie po nie sięgnę. Nie grałam w grę, na podstawie której powstała seria, więc nie jestem w stanie ocenić książek autora na tym polu. Jednak one mnie tak zainteresowały, że chyba spróbuję pograć.
\”- Dobrej wam Zony
– A i wam nie chorować.\”