Czym
się kierujecie, wybierając książkę do czytania? Ja zazwyczaj
patrzę na recenzje osób o podobnym guście do mojego oraz na oceny
na portalu książkowym. Co zrobić w sytuacji, w której znajdują
się recenzenci? Propozycje płyną jeszcze przed premierą. I tutaj
można sugerować się opisem (czy tematyka mi odpowiada?),
nazwiskiem autora, czy popularnością tytułu za granicą (w
przypadku tłumaczeń). Twórczości Małgorzaty Mroczkowskiej nie
znam, ale temat jak najbardziej dla mnie. Lubię komedie obyczajowe.
Tylko nie tę.
Co mówi strona lubimyczytac.pl o
autorce?
?Skończyła
politologię na UMCS w Lublinie. Przez wiele lat pracowała jako
reporterka i dziennikarka. Nagradzana w wielu konkursach literackich.
Prywatnie matka dwójki dzieci i posiadaczka labradora. W wolnych
chwilach maluje obrazy i pielęgnuje kwiaty w swoim miejskim
ogrodzie.
Założycielka portalu dla polskich rodzin mieszkających
na stałe w Wielkiej Brytanii mumsfromlondon.com.
Mieszka i
pracuje w Londynie, dokąd wyjechała z Warszawy w 2004 roku.?
Od
siebie dodam, że wg wyżej wymienionego portalu, książka, którą
trzymam w rękach, jest szóstą. Ciekawe, dlaczego nie słyszałam
wcześniej o autorce.
Poznajemy Basię, mężatkę i matkę
dwójki dzieci. Ma 39 lat i bardzo chce schudnąć. Nie, aby coś w
tej kwestii robiła. Próbuje różnych diet z kolorowych czasopism,
a niepowodzenia zajada krówkami. Bohaterka pracuje w biurze. Nie mam
pojęcia, czym się to biuro zajmuje, to nie jest istotne. Ważne
jest to, że zebrało się tam coś w rodzaju \”kółka wzajemnej
adoracji\” kobiet będących na wiecznej diecie. Tak więc cały
dzień rozmawiają o tym, kto schudł, kto utył, o jakich dietach i
sposobach wspominają w gazetach. Z tego gadania nie wychodzi
bynajmniej nic mądrego. Ot takie ploteczki dla zabicia czasu.
Basia
też jest ciężką kretynką. Nie wiem jak wytłumaczyć to… Niech
za przykład posłuży tutaj cytat:
\”–
Po pierwsze kupisz sobie garnek z dziurkami – powiedziała.
–
Rozumiem. Wszystko przez niego przelatuje i w tej sposób zmniejszamy
porcję? Sprytne. Tylko że ja się takim wynalazkiem nie najem.
–
Garnek z dziurami stawiasz na drugim garnku z gotującą się wodą.
Przykrywasz przykrywką i masz gotowanie na parze.
– O Jezusie! –
Aż mnie wykrzywiło na samą myśl.
– To najzdrowszy sposób
obróbki warzyw i mięs.
– Obróbki…?!
– Przygotowania.
[…]\”
Bohaterka jest całkowicie nieżyciowa. Nie wiem jakim
cudem ona skończyła studia, prowadzi dom i pracuje. Jestem pewna,
że w magazynach, oprócz głodówek, były całkiem przydatne rady
dotyczące prawidłowego odżywiania. Od wielu lat można zauważyć
narastający trend zdrowego żywienia. O gotowaniu na parze
dowiedziałam się właśnie z czasopisma dla kobiet! Bohaterka
przypomina mi babę z głębokiej wsi, która nie słyszała o tym,
co się dzieje w świecie i odrzuca ją wszystko, co inne i nieznane.
Nie, abym chciała obrazić mieszkanki wsi, sama na jednej mieszkam,
ale tak ciasny umysł nie mieści mi się w głowie.Ona
się boi wszystkiego, czego nie zna. Jej reakcje są niezwykle
irytujące. Każda nowa informacja powoduje szok, strach, albo
obrzydzenie.
Tak
więc z bohaterką się nie polubiłam. Mąż także mi nie przypadł
do gustu, dzieci były niezauważalne. Przyjaciółki i matka
papierowe bez wyrazu. Nic na temat bohaterów drugoplanowych i
epizodycznych nie jestem w stanie powiedzieć. Nikt mi nie zapadł w
pamięci, nie wyróżnił się. Jakoś tak przepływali bez kartki
niczym rybki w akwarium. Niby są fajne, ale na chwilę.
Książka
nie jest typową powieścią ani dziennikiem. Rozdziały stanowią
luźny zapis myśli bohaterki. Co więcej, większość rozdziałów
nie łączy się w żaden sposób ze sobą. Gdyby je poprzestawiać
albo podpisać je różnymi nazwiskami, nic by się nie stało.
Większość przemyśleń stanowią narzekania na: niemożność
schudnięcia, promowanie chudości w mediach, zbytnie zainteresowanie
mediów tuszą celebrytek, nietolerancja wobec grubych osób, zbytnie
ułatwianie życie otyłym, i tak dalej. Niestety wielokrotnie
autorka wałkowała te same tematy
.
Coś,
co miało być śmieszne, spowodowało mój uśmiech zaledwie parę
razy. Wybuchów śmiechu nie stwierdzono. Dowcipy na końcach
rozdziałów są tak oklepane, że już nie bawią. Na plus mogę
dodać, że ostatnie sto stron (tak na oko) są niezwykle
interesujące. Jestem pewna, że osoba, która zabiera się za dietę,
może znaleźć parę ciekawych wskazówek. Polecam też przepisy. Są
proste i smaczne. Nie można też autorce odmówić lekkiego pióra i
barwnego języka. Jednak czasem to za mało.
Mogłabym pastwić
się nad nią długo. Mogłabym analizować każdy rozdział z
osobna. Ale po co? Szkoda zdrowia i czasu. Czy sięgnę po inną
powieść autorki? Na pewno nie w najbliższym czasie.
Agata Róża Skwarek