Głównym bohaterem jest beznadziejny psycholog, alkoholik i samotnik. Zygmunt Rozłucki, bo tak nazywa się protagonista, od początku mnie irytował. Zacznijmy od tego, że nie znoszę, gdy postać pierwszoplanową można określić, jako alkoholika z nieprzepracowaną traumą z przeszłości. Do tego jeszcze ten człowiek prowadzi psychoterapię, czego absolutnie robić nie powinien. Ludzka psychika jest krucha i źle prowadzone leczenie może ją zniszczyć. Niemal w każdej scenie Roztocki myślał o whisky. Szkoda tylko, że opis wydawcy nie uświadamiał w żaden sposób o tym. Pewnie dla kogoś taki bohater będzie plusem, ale nie dla mnie.
Drugą najważniejszą bohaterką jest Karolina Janczewska. Narwana dziennikarka, która chce przeprowadzić dziennikarskie śledztwo. Na początku chce zrobić dobry materiał, a później kieruje nią wyłącznie ciekawość. Postacie spotykają się w studiu nagraniowym porannego programu. Psycholog, w zastępstwie za swojego kolegę, ma wziąć udział w nagraniu. Nagle na plan wkracza szaleniec z bronią, bierze osoby obecne za zakładników i żąda umożliwienia wygłoszenia oświadczenia na wizji. Gdy to się uda, zabija przypadkowego pracownika i popełnia samobójstwo przed kamerami.
I teraz co? Myślicie, że policja ściągnie najlepszych specjalistów, którzy przeprowadzą rzetelne śledztwo? Ależ skąd! Skoro sprawca się zabił, to nie ma sprawy, media także szybko się nudzą. Jedyną osobą, którą zaciekawiła tajemnicza sprawa, jest wyżej wspomniana dziennikarka. Z trudem, stosując znane jedynie kobietom sztuczki, namawia protagonistę na podjęcie śledztwa. Ten ulega wpływom pięknej kobiety i postanawia wspomóc ją swoimi umiejętnościami.
Widziałam opinie, jakoby to psychologiczna analiza była najmocniejszą stroną tej książki. Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Podobały mi się takie przemyślenia. Na pewno było to coś innego, coś ciekawego, Ale też nie zawsze było dobrze. Czasem miałam wrażenie, że psycholog, aby móc wygłosić swoją opinię, musiałby mieć szósty zmysł. Człowiek jest zbyt skomplikowany, aby móc ocenić innego człowieka, którego się widziało parę minut na oczy i niewiele rozmawiało. Dodajmy, że bohater zbyt dobrym specjalistą nie jest, co często podnosił, ale niekoniecznie zgadzało się to z prawdą.
Dla mnie największym plusem powieści był wpływ młodzieżowych, wręcz chłopięcych grzechów i problemów na życie dorosłych już ludzi i ich rodzin. Są sprawy, które nie ulegają przedawnieniu.
Szkoda też, że nie było za dużo akcji i napięcia. Czasem można było przysnąć z tych emocji. Policjant okazał się leniwy i niezbyt bystry, a przy głębokiej, szczegółowej analizie psychologicznej bohaterów intrygi, Główne postacie były płytkie i stereotypowe. W powieści tego typu liczyłam na obserwowanie wpływu wydarzeń na postacie, jakiejś przemiany. Do tego na opis każdej z postaci można wykorzystać po jednym, nieskomplikowanym zdaniu.
Czy powieść ma plusy? Ma i to dużo, należy wspomnieć o języku autora, który przypadł mi do gustu. Spodobał mi się także sposób przedstawiania bohaterów, zdarzeń, czy ekspozycji (których trochę jest). Nie powiem, abym się męczyła z powieścią. Czytało mi się dość dobrze, mogę nawet powiedzieć, iż czerpałam przyjemność z lektury. Dopiero po głębszym zastanowieniu się dochodziłam do wniosków, które opisałam wyżej. Myślę, że sięgnę po kolejny tom (czytałam, że ma powstać), aby przekonać się, czy autor postanowi rozwinąć i urealnić swoje postacie. Wtedy byłoby idealnie. Teraz jest mocno średnio.