Raisa Ruder jest z zawodu kosmetyczką, a z pochodzenia Ukrainką. Dorastała w miejscu, gdzie naturalna pielęgnacja nie była wyborem, a koniecznością. Z zamiłowaniem obserwowała jak jej babcia za pomocą warzyw, ziół czy owoców, dawała kobietom szczęście, sprawiała, że były piękne. Uczyła się tworzyć cudowne mieszanki, poprawiające kondycje skóry czy włosów, z najprostszych rzeczy, dostępnych na wyciągnięcie ręki. Teraz ta moda wraca, jednak produkty eko są nie tylko zdrowe, ale też bardzo drogie. A może wystarczy samego zrobić kosmetyki? Czy to naprawdę jest takie łatwe? Otóż… tak!
Książka podzielona została na praktycznie rozdziały, których ułożenie zostały według przeznaczenia specyfików. Możemy się więc dowiedzieć, jak upiększyć \”całuśne usta\”, \”cudowne ciało\” czy \”wyczesane czupryny\”. Gdyby jednak nie przypadły nam do gustu fantazyjne określenia, drugi spis treści używa już standardowych określeń.
Nie tylko rozdziały mają wymyśle nazwy, wyobraźnia autorki znalazła swój wyraz również w określeniach konkretnych receptur. I jest to bardzo fajny zabieg, który dodatkowo przekazuje nam inne informacje, na przykład nazwy maseczek wskazują też ich zastosowanie ?na rocznice ślubu?, \”antystresowa\”.
Przejdźmy jednak do najważniejszego, czy przepisy faktycznie są dziecinnie proste i dostępne na każdą kieszeń? Dokładnie tak! Autorka proponuje nam kosmetyki, które w większości możemy przygotować bez wychodzenia z domu. Mleko, ziemniak, a nawet… wódka! Musztarda? Majonez? To nie tylko świetne dodatki do kanapki, ale też upiększacz do włosów. Z tą książką nic się w domu nie zmarnuje! Nie będzie już niepotrzebnych obierków czy bezużytecznych owocowych skórek.
Dużym plusem jest też nieskomplikowany poziom receptur. Jeśli nigdy wcześniej nie miałyśmy styczności z domowymi kosmetykami, ten poradnik jest świetnym wprowadzeniem. Przepisy są proste, przystępnie opisane i składają się z niewielu składników. Co więcej, znajdziemy też produkty… jednoskładnikowe.
Autorka nie ogranicza się jednak do prostego opisanie co z czym połączyć i jak zamieszać. Każda z receptur poprzedzona jest wstępem, który nie tylko wprowadzi nas w odpowiedni nastrój, ale też dokładnie wyjaśni tajemnice natury. I nagle okazuje się, że kremy, które kosztują krocie i zawierają niewielki procent cennej substancji to marna podróbka… owoców!
Poza kosmetykami w poradniku znajdziemy też cenne wskazówki jak upiększając ciało, zrelaksować też duszę. Dowiemy się w jaki sposób zorganizować domowe spa i co koniecznie trzeba mieć w asortymencie, by zawsze wyglądać pięknie i młodo.
Na samym końcu wspomnę jeszcze, że książka jest pięknie wydana. Romantyczne ozdobniki, usztywniona okładka i ciekawa kolorystyka stanowią jej duży atut. Jedna rzecz, która stanowi malutki minusik, to pomarańczowa czcionka na brązowym tle. Niestety, to zestawienie nie zawsze jest czytelne.
Cieszę się, że ta książka trafiła w moje ręce. Nie tylko dlatego, że propaguje to, w co ogromnie wierzę, czyli, że naturalna pielęgnacja jest najlepsza. Ale też dlatego, że dała mi praktyczne narzędzie, żeby tą tezę głosić i stosować. Podoba mi się też, że ten coraz modniejszy temat zaprezentowany został bez nowo modnego stylu, bez zmyślnych fotografii czy górnolotnych przesłań, ale prosto i klarownie. Tak, by każda z nas mogła czuć się pięknie!