Można śmiało stwierdzić, że ten najintensywniejszy hype na młodzieżówki z wątkiem mitologicznym przeminął. Była trylogia Josephine Angelini, Spętani przez bogów, z grecką mitologią w tle, trochę szumu wywołała seria Colleen Houck, Klątwa tygrysa (początkowo wydana przez samą autorkę), dzięki której zagłębiliśmy się w klimat indyjski, nie wspominając o Ricku Riordanie, który na jednej mitologii nie poprzestał i nadal racz czytelników coraz to nowymi bóstwami. Te i masa innych powieści, z częścią z nich się zapoznałam. Czy więc w zakończeniu trylogii Brodi Ashton zdołała mnie zaskoczyć?
Wszystko, o czym marzy Nikki to powrót do rzeczywistości, do zwyczajnego życia, szkoły, nastoletnich problemów, słowem, chciała być tą starą Nikki, zanim Cole wkroczył do jej życia i wszystko przewróciło się do góry nogami, a przed dziewczyną otworzył się świat podziemia. Jednak wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec. Podstępem Cole nakłonił Nikki, by się nim pożywiła. Teraz, jeśli nie chce umrzeć, musi pożywić się na Dawcy. I znów w grę wchodzi Podziemie, pojawiają się starzy wrogowie, ale także nieoczekiwani sojusznicy. Czy Nikki w końcu odzyska dawne życie?
Jeśli o mnie chodzi, czytanie Wiecznej prawdy szło mi z lekka opornie. Głównie przez raz krótsze, raz dłuższe przerwy w lekturze. I prawdę powiedziawszy, trochę ze względu na bohaterów. A przynajmniej ich część. Od pierwszych stron trylogii zapałałam sympatią do Cole?a, co nie uległo zmianie aż do końca. Sposób, w jaki autorka skonstruowała postać, jaką uwagę mu poświęciła, a przede wszystkim, jak ostatecznie wypadł w odbiorze – nie dało się mu nie kibicować. Za to Nikki, a Jack to już w ogóle, byli bardzo schematyczni. Mogłabym powiedzieć o mojej niechęci o Jacka, ale jest ona podyktowana po prostu tym, że dużo bardziej przypadł mi do gustu Cole, i z tego prostego względu Jack tylko mi przeszkadzał, już od pierwszego tomu. Bo jako sama postać, Jack zły nie jest. To schematyczny ziemnior, jakby go opisać, postawić w jakiejś sytuacji bez podpisywania go imieniem, nie powiedziałabym, że o niego chodzi, nie wskazałabym z łatwością. A może inaczej, do danej scenki dopisałabym tysiące schematycznych, jednakowych postaci, a wśród nich byłby i Jack. Tak też było w Wiecznej prawdzie. Przeciętny trójkąt miłosny, którego zdecydowanym królem był Cole.
Po skończeniu już tylu serii młodzieżowych uświadomiłam sobie, że są trzy typy zakończeń serii przeze mnie lubianych (w sumie, to innych nie czytam do końca, ale nieważne). Właściwie, to trzy, jeśli liczyć beznadziejne przypadki, o których szkoda mówić. Są te rozdzierające serce, ale zachwycające, gdzie autorzy potrafią tu ranić czytelnika, ale z drugiej strony satysfakcjonująco zakończyć historię, a są i te, gdzie pojawia się zawód, ale wraz z nim zrozumienie, że okej, w porządku. I w przypadku Brodi Ashton pojawiło się to drugie. Historia mogłaby się zakończyć inaczej, lepiej, wymyślniej. Jasne, że tak. Ale miejmy na uwadze, do kogo ta seria jest skierowana i jaki typ prozy przedstawia, jakim stylem jest napisana. Przyjemnie, ale bez fajerwerków. Dobra, a teraz koniec mizi mizi i cieplutkiego pożegnanka z serią. Prawda jest taka, że trudno mi było zakończyć przygodę z tą trylogią, gdzie ostatecznym klapsem byłoby napisanie recenzji, przez koniec, jaki zafundowała Ashton. Tak się nie robi. W sensie, moje serduszko wciąż się skleja. A to boli.
Trylogię Brodi Ahston można podsumować jako niezobowiązującą serię dla młodzieży. Przyjemna, ale nie wystrzałowa. To coś, w co z łatwością można się wkręcić, można i połknąć poszczególne tomy na raz, ale na dłuższą metę okazuje się jedną z wielu średnich (ale tak pozytywnie) serii dla młodzieży. Działa na czytelnika, a im bliżej końca, tym w pewnym sensie bardziej, jednak na ?półce chwały? jej nie postawię. Aczkolwiek nie wykluczam ponownej jej lektury. Nie tylko dla Cole?a, ale i klimatu powieści, lekkiego stylu. Bo ostatecznie, to jest to warta uwagi seria, i choć można się czepiać ostatniego tomu, to jak na tę trylogię, na Brodi Ashton, wypadło dość satysfakcjonująco.
Sylwia Niemiec