Z niemieckimi kryminałami jakoś mi nie po drodze, siedzą we mnie uprzedzenia, czy może to po prostu nie moja bajka, ale jakoś mało który przypada mi do gustu, a już żeby zachwycił, ale Ola tak zachwalała akurat tę serię Herrmann, że postanowiłam zaprzeć się, a nie dać się, a jako że upały wprawdzie trochę maleją to i tak pogoda sprzyja literackim zbrodniom to naturalnym wyborem była właśnie Opiekunka do dzieci. Sceptyczna trochę byłam, bo dwie poprzednie książki autorki, owszem podobały mi się, ale z racji na swą germańskość nie wywołały fal entuzjazmu. Tym razem, jednak tematyka dotyczące II wojny wydawała się skutecznym wabikiem, chociaż wiadomo, że i to można skopać.
Młody adwokat Joachim Vernau właśnie stoi u bram raju, ma ożenić się z posażną, pochodzącą z zacnego rodu(takiego von und zu), przyszły teść ma przyjąć go na wspólnika kancelarii. Sielanka. Wprawdzie Joachim niepokoi się losami własnej matki, ale i tak prawdziwa bomba dopiero nadchodzi, gdy pojawia się starsza kobieta, która domaga się od seniora rodu podpisania dokumentu poświadczającego, że w czasie wojny rodzina von Zernikow w czasie wojny zatrudniała pracownicę przymusową. Następnie zwłoki kobiety zostają wyłowione z pobliskiej rzeki. Senior rodu nie neguje prcy przymusowej na rzecz jego rodziny, ale stanowczo twierdzi, że owa kobieta została stracona pod koniec wojny. Gdzie tkwi prawda? Jakie konsekwencje będzie miał fakt, że kandydatka na senatora pochodzi z rodziny, która korzystała z wyzysku ofiar wojny? To nie będzie jedyny wątek w tym stylu. Wątki, bohaterowie, cała konstrukcja, może skusić fana kryminałów.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, bo Elisabeth Herrmann daje nam się poznać od nieco innej strony. Nie obserwujemy pracy policji, ale pracę adwokata, który obraca się w wyższych sferach Berlina. Tego miasta które widział narodziny i upadek dyktatury. Teraz piękne, luksusowe miasto, miasto elit, nowych pieniędzy, ale i starych fortun, szczycących się swoim dziedzictwem, relatywistycznie podchodzących do przeszłości. I to przenikanie teraźniejszości i historii jest nieźle w książce ukazane. O ile w Polsce wątek pracowników przymusowych jest znany o tyle kojarzy się z ciężką pracą, chorobami i wyniszczeniem(chcesz być chory na suchoty, jedź do Rzeszy na roboty), o tyle wątek nianiek dla dzieci z terenów podbitych, jest nieznanym epizodem i ciekawie jest pokazany w książce, warto na pewno zweryfikować te informacje, ale na pewno dostałam nowy impuls do poszukiwań.
Chętnie sięgnę po kolejne książki z Joachimem w roli głównej, ze względu na humor, bohaterów. Mam nadzieję, że kolejne tomy również będą miały tak ciekawą intrygę!
Katarzyna Mastalerczyk