Nie ustaję w poszukiwaniach dobrych powieści obyczajowych z mocno zarysowanym wątkiem romantycznym. Nie wierzę w stereotyp, że jeśli romans, to tekst na pewno jest z najniższej półki, tak samo jak w to, że obyczajówki pisze człowiek, który nie umie napisać nic innego. A że poszukiwania nie są ograniczone do konkretnej kultury, z wielkimi nadziejami sięgnęłam po \”Niedoskonały cud\” Andrei de Carlo.
Historia opowiedziana w książce z prześliczną pastelową okładką jest prosta, jak większość romansów. Włoszka Milena prowadzi lodziarnię na francuskiej prowincji, co sprawia jej dużo radości, ale też budzi irytację jej przyjaciółki i życiowej partnerki, Viviane. Tymczasem angielski rockman Nick wije sobie gniazdko w okolicy, dzieląc dom z członkami swojego nie do końca już istniejącego zespołu, zwariowaną narzeczoną i masą innych ludzi oraz zwierząt. Zbliżają ich lody, które Aileen, ukochana Nicka, zamawia u Mileny. Przypadkowe spotkanie odmienia życie obojga i każe podać w wątpliwość sens wszystkich dotychczasowych planów na przyszłość. A czy pójdą za głosem serca, czy wrócą do status quo, wstydliwie grzebiąc swoje chwile namiętności na dnie pojemnika lodów kasztanowych? To już trzeba samemu doczytać.
Od samego początku styl i narracja były jak uderzenie obuchem w twarz, czy też, zgodnie z duchem utworu, jak zjedzenie pięciu gałek lodów naraz. W odpowiednich dawkach plastyczność opisów, dookreślanie imion bohaterów nazwiskami, używanie całej palety barw (sjena palona nigdy już nie będzie brzmieć dla mnie tak samo) i obsesja autora na punkcie samochodów bohaterów byłyby uroczą nowością w świecie prostych książek, w których język podporządkowuje się ściśle celom fabularnym. Ale w takim nadmiarze boli od nich głowa. Głowa zaczyna boleć jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że w \”Niedoskonałym cudzie\” akcji jest jak na lekarstwo, romans Nicka i Mileny to raptem jedno spotkanie o charakterze erotycznym, a większość miejsca zajmują dogłębne opisy przeżyć bohaterów, nie tyle psychologiczne, co rozciągnięte i, przykro mówić, tchnące banałem. Banalne wydają się ich motywacje – po latach życia z Aileen Nick odkrywa, że jest przytłoczony osobowością ukochanej, a do Mileny dociera, że jej związek z Viviane to raczej pragnienie znalezienia odskoczni od niesatysfakcjonujących relacji damsko-męskich niż prawdziwe uczucie. To, co w literaturze new adult (za którą początkowo wzięłam \”Niedoskonały cud\”) zrzuciłabym na karb wieku bohaterów, w przypadku postaci dojrzałych (Milena jest mocno po trzydziestce, Nick przekroczył już czterdziestkę, jak wynika z moich obliczeń) okazuje się żenującym wybiegiem. Banalne i nieautentyczne są ich rozmowy – nie wierzę, że rockman zajęty przez większość życia karierą muzyczną, okazjonalnie przeplataną dokształcaniem się w literaturze światowej, jest też ekspertem w dziedzinie lodów i ich składników. Podobnie naiwna wydaje się wizja Mileny, w myśl której kobieta może prowadzić lodziarnię, w której produkuje lody z bardzo drogich importowanych składników, przez cały rok, niezależnie od popytu. Nie mamy żadnego tropu, który wskazywałby na jej bogactwo albo chociaż na bogactwo Viviane (było nie było, prostej masażystki).
A już scena, w której Viviane zjawia się w domu Nicka w sprawach zawodowych i wyżywa się na domownikach za zdradę Mileny, wygląda, jakby ją wycięto z kiepskiego fanfiction. Dorośli ludzie tak się nie zachowują. Może im się to zdarzyć pod wpływem emocji, ale nie notorycznie i wszystkim naraz.
Dużo w tej książce bujania w obłokach, dużo naiwności, która przy bohaterach odmłodzonych o dwie dekady mogłaby wypaść autentycznie i rozczulająco, ale obecnie budzi głównie niesmak. Rozczarowała mnie i zmęczyła ta książka. Ale jeżeli ktoś potrafi zawiesić niewiarę na bardzo mocnym kołku i po prostu chłonąć świat stworzony przez de Carlo, może spróbować \”Niedoskonałego cudu\”. Ta książka niewątpliwie miała potencjał, niestety moim zdaniem zmarnowany.
Joanna Krystyna Radosz