(…) życie umyka, a drugiej szansy na szczęście nie będzie. (s. 51)
Rodzina powinna się kochać, wspierać i sobie wybaczać. Są jednak momenty, kiedy nie jest to takie łatwe. Żal, rozpacz, pretensje, wzajemne obwinianie się i oddalenie może być powodem końca wszystkiego. I czasem potrzeba cudu, by udało się naprawić szkody.
Dwudziestosześcioletnia Helena pochodzi z małej wsi, gdzie każdy każdego zna i utrzymanie tajemnicy graniczy z cudem, ale i nigdy nie zostaje sam w potrzebie. Obecnie bezrobotna, ma mnóstwo wolnego czasu, dlatego to ona wyrusza do innej miejscowości, by zająć się nigdy niewidzianą babcią po wylewie. Jedzie z nadzieją na nawiązanie dobrych relacji, ale szybko się przekonuje, że czeka ją ciężka przeprawa. Nie tylko z utrudniającą wszystko staruszką, ale i z sąsiadami, z którymi chciałaby nawiązać znajomości, co może być trudne przez wzgląd na wieloletnią niechęć babci do reszty mieszkańców.
– Bo życie kończy się wtedy, gdy przestajesz czuć. I ja właśnie przestałam. Przestałam kochać i przestałam czuć, że jestem kochana. (s. 128)
Z twórczością Agnieszki Olejnik jest tak, że mam chyba wszystkie jej książki, ale do tej pory przeczytałam może z dwie. Jednak bardzo lubię jej historie i nie mogłam doczekać się tej najnowszej. Czy Cuda i cudeńka sprostały moim oczekiwaniom?
Już od pierwszych stron czytelnik czuje, że zatopi się w tej historii. Autorka bez zbędnego dramatyzmu powoli przedstawia historię i rozwija jej bieg wydarzeń. Pamięta przy tym, by niczego nie było ani za mało, ani za dużo i tak oto nie brak tu opisów otoczenia, ludzi, relacji między nimi oraz towarzyszących im emocji. Wszystko zostało podane w odpowiednich proporcjach i doprawione nutą realnego życia, w którym jest czas na radości i smutki. Nie zabrakło też pewnych tajemnic oraz magii… Nie, nie magii, a wiary w pewne anioły i ludzką dobroć. Książka jest dopracowana i przemyślana, niby spokojna, a jednak pełna akcji i zaskakującym momentów. Ciepła, z klimatem świątecznym, taka prawdziwa. No, z pewnym wyjątkiem…
Muszę wspomnieć, że było coś, co mnie zdziwiło. Mianowicie obraz wsi, jaki namalowała autorka słowami. Sama mieszkam na wsi i u nas nie ma aż takiej wylewności, nie chodzimy po domach z ciastem, nie wiemy wszystkiego o wszystkich (no dobra, z tym się może zgodzę), nie ma ogólnej miłości i chęci pomocy przez wszystkich. Każdy patrzy na swoje podwórko, każdy ma swoje problemy i bolączki. Smutne, ale taka jest rzeczywistość. To najbardziej mi zgrzytało i dlatego nie dałam książce wyższej noty pomimo zachwytów pod innymi względami.
– Bieda jest cicha, nieczęsto się skarży, rzadko ją nawet widać. (s. 187)
O bohaterach mogłabym chyba napisać osobny tekst. Jednak, by nie zdradzić za dużo i nie zepsuć przyjemności z czytania opowiem o nich pokrótce. Chyba każdego w jakiś sposób polubiłam. Wszyscy mają swoje historie i powoli je odkrywałam. Czy to Lena ze swoja przykrą historią, czy też babcia z tajemnicą i niechęcią do wszystkich. Samotna Włoszka, rodzina, która się rozpada… i jeszcze kilku innych. Ich losy się przeplatają, niekiedy łączą. Powoli odkrywałam kolejne elementy układanki i przejmowałam tym, jak to się skończy.
Cuda i cudeńka nie musiały długo czekać na swoją kolej. Chyba nawet tego samego dnia, co otrzymałam powieść, zabrałam się za czytanie i szczerze mówiąc – przepadłam. Nie pochłonęłam jej jednak od razu, tylko przez parę dni delektowałam się każdym słowem. Tej książki nie chce się szybko kończyć, bo na samą myśl ogarnia smutek, że będzie trzeba pożegnać się z bohaterami i aniołami. Zżyłam się z bohaterami i im kibicowałam. Agnieszka Olejnik całkowicie mnie tym tytułem kupiła. Z zainteresowaniem przewracałam kolejne strony, chłonęłam klimat powieści i zawarte w niej uczucia. Z ogromnym żalem przewracałam ostatnią stronę i już niecierpliwie czekam na kontynuację.
Pierwszy tom Mansardy pod Aniołami to bardzo dobry początek serii, który czyta się z wielką przyjemnością i zadowoleniem, że tym razem to opowieść o blaskach i cieniach zwykłych ludzi, których moglibyśmy spotkać na swojej drodze. Ja z pewnością będę do niej powracać i polecać, komu się da.
(…) każdy, absolutnie każdy człowiek na świecie lubi się czasem poczuć doceniony, ważny i potrzebny. (s. 189-190)
Irena Bujak,