Czasem tak niewiele trzeba, by pomóc drugiemu człowiekowi. Uśmiech, rozmowa, pomocna dłoń. Nic wielkiego, drobiazg i dobre chęci. Czasem tak niewiele trzeba, by uratować komuś życie. Czasem wystarczy… prosty gest.
Ludzie przestają pisać listy! Ta oczywista prawda, w miejscowości tak małej, jak Porvenir znaczy tylko jedno… listonosz jest już niepotrzebny! A konkretnie listonoszka, czyli Sary. Kobieta jest załamana! Całe swoje życie spędziła w tej mieścinie, tu chciała wychować dzieci, a tymczasem dostała przeniesienie wiele kilometrów dalej! Od czego są jednak przyjaciółki? Jedna z nich zaczyna listowny łańcuszek. Zasady są proste, wystarczy napisać anonimowy list (bez adresu zwrotnego) i wysłać go do dowolnej osoby z miasta. Jednak czy to wystarczy, żeby… powstała dobra książka? Zaraz zobaczymy!
Przede wszystkim urzekł mnie sam pomysł na fabułę. Małe miasteczko, listy, przyjaźń, aż się łezka w oku kręci! Tak klimatycznie, tak sielsko! Przez długi czas to wszystko spisywało się naprawdę porządnie. Każda kolejna postać wprowadzana była za sprawą niespodziewanego listu, w którym jego autor, za przeproszeniem, pisał, co mu ślina na język przyniesie. O sobie, o swoim życiu, najpiękniejszych momentach, najstraszniejszych chwilach. I na początku to naprawdę było fajne, listy bowiem powstawały z potrzeby serca i za ten sam organ chwytały.
W pewnym momencie nastąpił jednak przesyt. Straciłam ochotę na odkrywanie losowych spraw kolejnych osób. Liczyłam, że coś więcej zacznie się dziać między głównymi bohaterami. I chociaż część z nich faktycznie wchodziła w relacje, nie było to jakieś przełomowe historie. Niestety akcja, która toczyła się obok listów, nieszczególnie mnie porwała. Bo chociaż część bohaterów przeżywało bardzo ciekawe wzloty i upadki, ta mnogość osób do śledzenia w pewien sposób rozmyła wszystko, a już z pewnością dynamikę opowieści.
Za to bez wątpienia nie można odmówić książce klimatu małego miasta. Nie małomiasteczkowości, o nie! Chodzi raczej o przytulną atmosferę rodem z pocztówek z białymi domkami. Gdzie wszyscy wszystkich znają i powoli zaczynają gromadzić się wokół wspólnej sprawy. Bo chociaż nie brakuje problemów, to jednak \”jakoś musi się ułożyć\”.
Prosty gest opowiada historię skrajnie różnych ludzi. Z jednej strony młoda poeta, z drugiej pani domu, która kocha zajmować się domem, z trzeciej kobieta, która nie żywi szczególnych uczuć nawet do własnego potomstwa itd. Z jednej strony jest to niesamowite, pozwala nam poznać różne perspektywy i sposoby na życie, z drugiej w naturalny sposób sprawia, że część fabuły jest interesująca, podczas gdy inne jej fragmenty niemiłosiernie nas nużą. Z tego całego gąszczu historii najbardziej poruszyło mnie życie młodego chłopca oraz dwóch starszych pań. Gdy te osoby przejmowały, narracje nie raz czułam wzruszenie. Niestety nie zapałałam za to wielką sympatią do głównej bohaterki. Nie była zła, ale też niczym mnie nie urzekła.
Prosty gest to książka z częściowo niewykorzystanym potencjałem. Fajny pomysł, miły klimat, ale za mało akcji i za wiele przypadkowych biografii. Momentami czytało się ją bardzo przyjemnie, chociaż nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Po prostu miłe czytadło.
Dominika Róg-Górecka