Chyba wczoraj czytałam jedną z książek października. Nawet dziś, mając w nosie to, że mam wolne wstałam, gdy było jeszcze ciemno, bo w nocy już się trochę bałam. Kobiety to czytają to jedna z moich ulubionych serii wydawniczych. Książki w tej serii są niebanalne poruszają trudną problematykę i zapadają w pamięć. Nic nie mów to książka oparta na prawdziwych wydarzeniach, zainspirowane prawdziwym dramatem i gdy człowiek uświadomi sobie, że coś takiego naprawdę się wydarzyło. Zresztą, przez większość czasu książka jest mroczna, sieje niepokój, ale nie da się oderwać. Mimo, że wiemy że wszystko zmierza do katastrofy, to pędzimy bez wytchnienia, chociaż i tak – kaliber katastrofy nas powali. Coś jak Dziewczyna z sąsiedztwa. Książka po której trzeba zebrać myśli i samego siebie.
Jerozolima, do szpitala przywozi się chłopca z ciężkimi poparzeniami, niemalże równocześnie przywieziony zostaje jego młodszy braciszek, z ciężkimi obrażeniami. Lekarze martwieją na ten widok, przeraża również matka chłopców, niewzruszona jak góra lodowa, w białych szatach, tradycyjnie noszony na Jom Kippur. Kobieta odmawia wyjaśnień, wmawia otoczeniu, że to był wypadek. Na szczęście sprawa trafia w ręce młodej policjantki, również matki, która ujęta cierpieniem dzieci, przerażeniem jakie czai się w ich oczach, postanawia rozwikłać tajemnicę dramatu, którego świadkiem była siódemka dzieci. Tylko dlaczego bogobojna matka miałaby kłamać, dlaczego miałaby nie chcieć ukarania tego, który tak skrzywdził jej rodzinę?
Poznajemy Daniellę kilkanaście lat wcześniej, gdy marzy o medycynie, jest gorliwą żydówką. Na jednym z obozów poznaje mężczyznę, przeskakuje iskra, ale oboje wierzący, wracają do domu bez wymiany kontaktu. Później, gdy Danielle weryfikuje swoje marzenia o medycynie, los znów stawia jej na drodze Shlomiego. Postanawiają razem żyć. Ona ambitna, inteligentna z zamożnej rodziny, on owładnięty marzeniem o zgłębianiu wiary. Niby łączą ich te same pragnienia, ale zawsze będzie rysa, która ich dzieli, rysa która przyczyni się finalnie do tragedii. Bo oboje z dziećmi wkrótce po ślubie wyjadą do Izraela i o ile Daniella będzie wspaniałą matką, o tyle Shlomie wciąż będzie ciamajdą, który chce być mędrcem, chociaż jest na to za głupi. Klęska za klęską, ciąża za ciążą, tak wygląda codzienność tej rodziny. Ale który moment był przełomem, kiedy zaczęli zmierzać ku tej niewyobrażalnej tragedii, która skutkowała śpiączką jednego chłopca i makabrycznymi oparzeniami drugiego dziecka? Kim jest Mesjasz, który na to pozwolił.
Autorka pokazuje nam upiorne oblicze sekty. Pokazuje różne ludzkie typy. Jedyną w stu procentach pozytywną bohaterką jest policjantka. Dobra, czuła, kochająca, pełna empatii, dzieci są osobną, dobrą kategorią, mamy jeszcze brata i babkę Danielle, ale ponieważ mają tylko epizodyczną rolę to ciężko się wypowiadać. Za to inni bohaterowie, z tych kluczowych, to już insza sprawa. Nie umiałam polubić Danielle, od samego początku jest dla mnie nieco niezrównoważona, dla niej mam wrażenie, że ważniejsze jest zdanie ludzi, odgrywanie wyimaginowanej roli, jej mąż jest faktycznie nieudacznikiem z głową w chmurach. Zaś obłuda, okrucieństwo domniemanego Mesjasza i świty, robi przerażające wrażenie. Końcówka książki mrozi krew w żyłach.
Dodatkowo książka jest sposobem na zerknięcie na żydowską tradycję, rzadko czytamy o żydowskich sektach, o takiej codziennej duchowości. Mnie kilka aspektów zaciekawiło. Jednak nie ukrywam, że książkę zapamiętam jako wstrząsającą lekturę i już podrzuciłam Mamie, a teraz będę chodziła niewyspana, bo jednak większą część czasu na spanie przeznaczonego, czytałam, bo naprawdę – nie da się poderwać!
Katarzyna Mastalerczyk