Jest kilka postaci polskiej poezji, których losy od zawsze mnie interesowały. Jedną z takich osób jest Halina Poświatowska – kobieta, którą znałam do tej pory tylko za sprawa jej poezji. Nadarzyła się okazja, aby dowiedzieć się o niej coś więcej, poznać ją od strony dotąd nieodkrytej. Bo przecież często krzywdzącym jest, ocenianie osoby przez pryzmat jej twórczości. Dlatego właśnie sięgnęłam po książkę \”Tylko mnie pogłaszcz… Listy do Haliny Poświatowskiej\”. Nadszedł czas, aby zapoznać się z tą niesamowitą poetką poprzez spojrzenie na nią oczami innych ludzi. Już teraz mogę powiedzieć, że była to podróż niezwykła.
Halina Poświatowska kojarzy się nie tylko z piękną poezją, ale też tragiczną śmiercią w młodym wieku, bo – jak uczą nas w szkole – zmarła w wyniku choroby serca. Jej życie jak i śmierć wydają się dziwnym i smutnym chichotem losu. Kobieta, która szukała miłości, pisała wiersze wgryzające się w dusze, rozrywała ludzkie serca swoją przejmującą poezją, ostatecznie odeszła od nas właśnie przez chorobę tego narządu. Często patrzymy na nią, jak na postać niemal zmyśloną, nierealną. Ale ta książka przekonuje nas, że w całej swojej majestatyczności była jak najbardziej prawdziwa i tak jak każdy z nas śmiała się, uwielbiała ładne ciuchy i próbowała czerpać z życia 100%.
Jej miłość z Ireneuszem Morawskim uznawany jest za \”jeden z najpiękniejszych romansów w polskiej literaturze XX-wieku\”. Czy to prawda? Myślę, że każda miłość jest czymś jedynym i najpiękniejszym, a romans tej dwójki jest tylko tego potwierdzeniem. Bo czy miłość między chorą na serce poetką, a niewidomym znawcą literatury nie brzmi jak materiał na dobry scenariusz filmowy?
Książka \”Tylko mnie pogłaszcz\” to przepiękne świadectwo miłości, a także poetyckości świata, jaki potrafimy zbudować słowami. To magiczna podróż do symboli, metafor i znaków, które pokazują głębie miłości, przyjaźni, ale też braterstwa dusz. Lektur pozwala czytelnikowi zajrzeć w najintymniejsze zakątki relacji Haliny i Ireneusza, ale także cofnąć się w czasie do lat, które przeminęły i już nigdy nie powrócą. Polska lat 50-tych i 60-tych minionego wieku to dla nas świat dziwny, trudny politycznie i społecznie, ale w pewnym stopniu otwarty na indywidualność myśli i bogaty w marzenia, które niełatwo ująć w słowa.
\”Tylko mnie pogłaszcz\” to książka na pewno warta uwagi, chociaż zasadność jej wydania budzi we mnie sprzeczne uczucia. Czy tak intymne listy nie powinny pozostać ukryte już na zawsze w szufladzie? Z moralnego punktu widzenia pewnie tak, ale nie da się nie zauważyć, że mamy do czynienia z materiałem, którego wartość literacka jest nieoceniona. Skoro zatem zdecydowano się, że książka ujrzy światło dzienne, powinniśmy skorzystać z możliwości poznania tych listów i – wierzę – wynieść z nich jakąś lekcję. A czego możecie się po nich spodziewać, poza tym co już napisałam? Nie odpowiem, ponieważ wydaje mi się, że byłoby to czymś na wzór plotki, a nie rzetelnych informacji. Książka ta niesie ze sobą emocje, w które zaplątani są zarówno uczestnicy zdarzeń, jak i sam czytelnik. A odczucia te są na wskroś indywidualne i sprecyzowanie ich wydaje się być zadaniem niemożliwym. Dajcie się pogłaskać i przekonajcie się sami.
Sylwia Czekańska