Samotna podróż przez Afrykę. Na motorze. W wykonaniu kobiety. Brzmi tyleż ekscytująco, co niebezpiecznie. A jednak znalazła się śmiała australijska amazonka, która przekuła takie – zda się – absurdalne marzenie w czyn. Heather Ellis odbyła swoją odważną podróż na początku lat dziewięćdziesiątych, by później przez dekadę przygotowywać relację z tego co przeżyła. A przeżyła naprawdę wiele – zarówno w wymiarze czysto fizycznym, jak i emocjonalnym, czy wręcz duchowym. Bo myślą przewodnią swojego przedsięwzięcia autorka uczyniła poszukiwanie na Czarnym Lądzie esencji człowieczeństwa, czegoś co w Afryce nazywają \”Ubuntu\”.
Podróż jaką odbyła Australijka jest rzeczywiście imponująca. Ogrom trasy jaką pokonała – początkowo w towarzystwie znajomego, później samotnie czy przy okazyjnym udziale przygodnych przewodników – wzbudza uznanie. Wielokilometrowe pustynne trasy, poszukiwanie drogocennych kamieni czy wreszcie niepokojący etap podróży w Zairze – to tylko powierzchowna warstwa, szkic. Wczytując się bowiem w treść widać jak często Heather Ellis zdawała się na los ufając obcym ludziom na niebezpiecznym i obcym kontynencie. Owszem, postarała się o okazały nóż, niezwykle ostry, wykonany na zlecenie – już na początku jednak deklarując, że nie będzie go używać. Późniejsze jej decyzje zdają się świadczyć o ogromnej odwadze, impulsywności, czy może nierozwadze. Niemniej przeżyła i – choć staram się zwykle ufać autorom, gdy nie przedstawiono mi dowodów podważających ich wiarygodność – tu miałam chwile wahania, zastanowienia, czy dziewczyna miała naprawdę tyle szczęścia, czy może koloryzuje. Przyznaję, choć książka obfituje w spokojne dni i przyjemne spotkania – czasem wydarzenia tu opisane zapierają dech.
Początkowo trochę nie ufałam autorce. Dał się wyczuć jakiś zgrzyt między rzeczowym, zwyczajnym, dość szczegółowym opisem podróży, a pojawiającymi się co i rusz egzaltowanymi zwierzeniami przeżyć i rozmyślań. Po pewnym czasie doszłam jednak do wniosku, że nie ma w tym fałszu, jest natomiast próba przekazania czegoś więcej, czegoś niecodziennego co nie zmieściło się w słowach podróżniczki.
\”Ubuntu\” jest lekturą idealną dla miłośników ekstremalnych podróży i dla osób ciekawych świata. Ci pierwsi przejadą Afrykę z kobietą której niebezpieczeństwa nie przerażają i która zdaje się lubić dreszczyk emocji i ryzyko. Drudzy mają okazję poznać codzienność, charaktery i rodzaj gościnności mieszkańców różnych zakątków Czarnego Lądu. Czy jest to podróż duchowa w poszukiwaniu owego \”Ubuntu\”, którą zapowiadała autorka – tu nie jestem w stanie ocenić, do mojej wrażliwości na tym poziomie nie dotarła, być może z przyczyn językowych. Jest to jednak wartościowa relacja z niezwykłej podróży i jako taka z pewnością zachwyci i zainspiruje niejedną niespokojną duszę.
Iwona Ladzińska